Dobry Niemiec w mundurze SS-mana

Richard Böck, dobry Niemiec

Wśród załogi SS w KL Auschwitz było niewielu Niemców, którzy nie zatracili człowieczeństwa, zachowali godną postawę i starali się pomagać więźniom. Do nich należał Richard Böck, który urodził się 2 kwietnia 1906 r. w Harthausen koło Günzburga, z zawodu był tkaczem. Richard grał na trąbce w orkiestrze i jak wszyscy jej członkowie wstąpił do SS w Günzburgu w 1934 roku.

Po kilku latach, podczas drugiej wojny światowej, podjął 25 lutego 1941 roku służbę jako wartownik w KL Auschwitz. Dwa lata później przydzielono go jako kierowcę do Pogotowia Samochodowego SS, w składzie obozowej komendantury. Miał kontakty z więźniami, obsługującymi warsztaty naprawcze esesmańskich samochodów. Starał się im pomagać, potajemnie dostarczając żywność i lekarstwa, o czym tak napisał były więzień Kazimierz Tokarz (nr 282), pochodzący z Jarosławia, w swoich wspomnieniach, zatytułowanych „Nie tracić nadziei”, które zostały opublikowane w 2000 roku: Przynosił mi bułki, papierosy, pomarańcze, a ja tymi „zdobyczami dzieliłem się skrzętnie z kolegami.

Najczęściej kontaktował się jednak ze Stanisławem Kocjanem (nr 11544), pochodzącym z Tarnowa, członkiem konspiracyjnej Organizacji Wojskowej, utworzonej w obozie przez rtm. Witolda Pileckiego (nr 4859). Po wojnie Kocjan, mieszkający w Londynie, tak napisał na ten temat do redakcji „Przeglądu Lekarskiego” w 1989 roku, w liście zatytułowanym „Niezapomniany przyjaciel”: Jego działalność wśród więźniów zatrudnionych w garażach samochodowych (Fahrbereitschaft  Kommandantur) była znana i otoczona wielką tajemnicą. Pracowałem w garażach około 3 miesięcy, kiedy w lecie 1941 roku został przydzielony do nich Richard jako kierowca ciężarówki Citroen, wozu zaopatrzenia personelu SS. Dziwnym zbiegiem okoliczności Richard wybrał mnie jako swojego powiernika; miejscem naszych potajemnych spotkań była kotłownia centralnego ogrzewania garaży. Tematy naszych rozmów były różne i obejmowały życie w obozie, życie prywatne, łącznie z jego przynależnością do SS, sytuację polityczną itd. Początkowo byłem ostrożny w wypowiedziach, ale po »zanalizowaniu« Richarda doszedłem do wniosku, że mogę mu zaufać. Wkrótce był on łącznikiem pomiędzy Janką Czernek, pracowniczką apteki w mieście Oświęcim, i obozem. Janka dostarczała nam bezcennych lekarstw, bandaży, a czasem nawet domowych pieczyw. Przez Jankę wysyłałem oraz otrzymywałem listy od mojej mamy w Tarnowie. Ten trzyipółletni okres przebywania w obozie Oświęcim był pełny dziwnych wydarzeń oraz niebezpiecznie bliskich wpadek. Szczególnie trzy wydarzenia utkwiły mi w pamięci. W styczniu 1942 roku podniecony Richard przyszedł do miejsca naszych potajemnych spotkań i oświadczył, że udało mu się zajrzeć do moich akt w Politische Abteilung (obozowe gestapo). Z treści oskarżenia i czerwonej pieczątki »nie przenosić« wywnioskował, że gestapo w Tarnowie ma mnie zlikwidować. (…) Richard, bez mojej wiedzy, napisał list do mojej mamy. (…) Wyobrażam sobie, że list musiał zrobić ogromne wrażenie, ale mama postąpiła według instrukcji i wysłała list do Głównego Urzędu Bezpieczeństwa w Berlinie, który zażądał od gestapo w Tarnowie przesłania moich akt. W ten sposób wyeliminowano inicjatywę gestapo tarnowskiego, które było znane z okrucieństw oraz samowolnej likwidacji więźniów. (…) Nie potrzebuję opisywać konsternacji mamy i wujostwa, kiedy przed nim i stanął sierżant SS. Do tej pory wiedzieli o istnieniu Janki, ale nie mieli pojęcia, kto jest Richardem.

Dalej Stanisław Kocjan wspomina: Od kierowców dowiedziałem się, że został on aresztowany i jest w celi aresztu śledczego mieszczącej się w podziemiu budynku komendantury. Nawiązałem z nim kontakt przez kolegę więźnia, fryzjera, który go codziennie rano golił. Richard zawiadomił mnie, że koniecznie musi porozumieć się z żoną, która mieszkała około 15 km od obozu. (…) Następnego dnia rano (ów więzień) fryzjer dołączył Richardowi podrobiony klucz z instrukcją, że naprzeciwko budynku komendantury w stojaku będzie umieszczony rower (…). Na osobności Richard opowiedział mi o otworzeniu celi, karkołomnej jeździe w nocy do domu, zniszczeniu ewidencji, powrocie oraz zamknięciu się we własnej celi. Podczas śledztwa obozowe gestapo nie udowodniło Richardowi Böckowi niedopuszczalnych kontaktów z więźniami i szczęśliwie udało mu się odzyskać wolność.

Ciekawym epizodem obozowym, na który zwraca uwagę w swoim liście Stanisław Kocjan, była powtórna ucieczka Antoniego Wykręta (nr 618), który po pierwszej udanej ucieczce przebywał niedaleko obozu: Został jednak zdradzony przez rzekomo zaufanego esesmana i po nierównej walce z oddziałem SS został związany i w eskorcie SS wieziony do obozu. Dziwnym zbiegiem okoliczności Richard był kierowcą ciężarówki Citroen, którą transportowano więźnia (…). »Pomyślałem — opowiadał Richard —  trzeba dać jemu Antosiowi szanse, dodałem gazu (niby uciekając przed partyzantami zgodnie z instrukcją) i dopiero przed garażami zatrzymałem samochód wraz z eskortą.

Stanisław Kocjan, zdjęcie wykonane przez obozowe gestapo

Pewnego dnia po wojnie Stanisław Kocjan otrzymał wiadomość od swojej matki z Tarnowa, że Richard jest w obozie jenieckim w strefie amerykańskiej: Będąc w dywizji pancernej gen. Stanisława  Maczka, która okupowała północno-zachodnie Niemcy w strefie brytyjskiej, wysłałem list (drogą służbową) do Amerykanów, podając w skrócie wydarzenia w obozie Oświęcim, działalność Richarda oraz jako świadków nazwiska kolegów, którzy po uwolnieniu przebywali w strefie amerykańskiej. Reakcja była szybka: od Amerykanów otrzymałem zawiadomienie, że po rozpatrzeniu sprawy Richard, zaopatrzony w »list żelazny«, został odesłany do domu.

Kilkanaście lat później Stanisław Kocjan ze swoją żoną i córką odwiedził Richarda w jego rodzinnej Bawarii, w miejscowości Günzburg nad Renem, gdzie poznał również jego żonę: Po długich wówczas rozmowach z Richardem wydaje mi się, że znalazłem odpowiedź i wytłumaczenie jego bardzo ryzykownej działalności. On był wychowany w chrześcijańskiej rodzinie o solidnych zasadach moralnych. W momencie, kiedy znalazł się w piekle obozu Oświęcim i stał się świadkiem dokonywanej zbrodni, jego równowaga psychiczna została zachwiana. Miał dwa wyjścia z tej sytuacji: pierwsze, zgłosić się jako ochotnik na front wschodni, ale nie zamierzał ofiarować swojego życia za »maniaka« Hitlera; drugie, pozostać w Oświęcimiu i ofiarować maksimum pomocy więźniom, co wszyscy więźniowie zatrudnieni w garażach i poza nimi mogą poświadczyć. Jeden z kolegów powiedział: »ważne były chleb, zupa, papierosy, ale najważniejsze było przekonanie, że w tym znienawidzonym przez nas mundurze SS był człowiek dobry i bardzo nam przychylny.

Przyjaźń, zapoczątkowana w tych niezwykłych okolicznościach, przetrwała do śmierci Richarda w 1973 roku. Już po Jego śmierci Stanisław Kocjan oglądał w telewizji angielskiej film dokumentalny na temat obozów koncentracyjnych, w którym Richard Böck mówił o KL Auschwitz. W końcówce tego filmu pojawił się napis: „Richard Böck, były sierżant SS, członek załogi obozu koncentracyjnego Oświęcim, honorowy członek Międzynarodowego Związku Byłych Więźniów Politycznych”.

Po zakończeniu wojny nie postawiono Richardowi Böckowi nigdy żadnych zarzutów i uznano jego bohaterską pomoc w przetrwaniu więźniom KL Auschwitz.

Posłuchaj: Wywiad z byłym esesmanem Richardem Böckiem

Adam Cyra

Oświęcim, 26 listopada 2024 r.

Komentarze 1

  • Dwa razy napisałem sporo i nieoczekiwanie tekst zniknął
    Uważam, że ten ciekawie napisany Artykuł wart jest opublikowania także poza tą opcją internetową, jako istotny przyczynek do wciąż za mało eksponowanego tematu „Akty humanitaryzmu w Auschwitz”, w tym podtematu „Dobrzy Niemcy”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *