
W dniu 14 stycznia 1943 r. miała miejsce niezwykle odważna ucieczka Polaka z KL Auschwitz II-Birkenau, który w obozie przebywał pod przybranym nazwiskiem – Antoni Pawelak. Znamy jego prawdziwe imię Henryk, lecz nazwisko do dzisiaj pozostaje nieznane.
Zbiegły więzień urodził się w Łucku na Wołyniu 13 czerwca w 1923 r. Przywieziony został transportem z Warszawy 6 kwietnia 1941 r., w obozie oznaczono go numerem 12620. Miał wybitnie rozwinięte poczucie patriotyzmu, ujęty został w konspiracyjnej drukarni warszawskiej z bronią w ręku. Najprawdopodobniej jego ojciec był oficerem zawodowym WP w Łucku. W czasie wojny przebywał w jednym z oflagów na terenie Niemiec.
Henryk pracował jako kalefaktor w Blockführerstube, gdzie mieściła się wartownia esesmanów przy głównej bramie wejściowej do obozu w Birkenau. Rankiem tego styczniowego dnia sprzątając jej pomieszczenia, podsłuchał rozmowę jednego z dyżurujących esesmanów z funkcjonariuszem obozowego gestapo.

Ten powtarzał głośno numery więźniów, które odczytywał z trzymanej w ręku kartki. Mieli oni być po apelu dostarczeni do biura Politische Abteilung (obozowe gestapo), w obozie macierzystym, co równoznaczne było z ich rozstrzelaniem w tym dniu pod Ścianą Straceń na dziedzińcu bloku nr 11. Wśród wypowiadanych numerów usłyszał także swój własny.
Po skończonej rozmowie esesman przekazał mu powyższą kartkę z odczytanymi numerami więźniów, nakazując, aby dostarczył ją do obozowej izby pisarskiej. Wracając z Schreistube po wykonaniu tego polecenia, zauważył rower oparty o ścianę wartowni i pelerynę esesmańską w jego bagażniku. Przyjechał na nim Rapportführer (podoficer raportowy) Ludwig Plagge, który w tym czasie udał się do swojego pokoju w Blockführerstube. Była godzina szósta rano, w obozie panowała jeszcze ciemność.
Henryk, którego prawdziwego nazwiska, o czym już było wspomniane, niestety nie znamy, szukając dla siebie ratunku oraz będąc w stanie skrajnej desperacji, ubrał pelerynę, wsiadł na rower i niezauważony odjechał drogą w kierunku północno-zachodnim, gdzie obóz nie był ogrodzony. Po drodze porzucił rower, który znaleziono podczas akcji poszukiwawczej za nim i w dalszą drogę udał się pieszo.
Dwa dni później, po pokonaniu około 50 kilometrów, dotarł do Ząbkowic Będzińskich. Tam otrzymał pomoc od matki i przyjaciół swego obozowego kolegi Ryszarda Kordka (nr 10291), który po wojnie napisał wspomnienia „Blizny krwawią”.
Po pewnym czasie uciekinier ten, będący serdecznym przyjacielem Kordka, opuścił Ząbkowice Będzińskie i wyjechał w kierunku Warszawy, dalsze jego losy nie są znane.
Adam Cyra
Oświęcim, 8 sierpnia 2023 r.