Henryk Kanikuła urodził się w 1925 r. na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w rodzinie policjanta. Wychowany w Dubnie na Wołyniu w duchu patriotyzmu, rozmiłowany w ziemi wołyńskiej, gdzie spędził swoje dzieciństwo i młodość Poznałem go na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy pracował w Państwowym Muzeum Auschwitz- -Birkenau w Oświęcimiu, m.in. oprowadzając wycieczki w języku rosyjskim. Znajomość nasza trwała krótko, ponieważ wkrótce podjął pracę w Hucie Katowice, gdzie później był stałym korespondentem tygodnika „Głos Huty Katowice”.
Wydane kilka lat temu wspomnienia Henryka Kanikuły, zatytułowane „Kurhan Polki” są jego pierwszą książką, której tytuł nawiązuje do grobu zmarłej na zesłaniu matki biskupa poznańskiego; grób ten pozostał jako nieznany kurhan na dalekiej nieludzkiej ziemi.
Opowieść Autora o losach rodziny Kanikułów rozproszonej wskutek wojny po rozległych obszarach Syberii i Kazachstanu przykuwają uwagę czytelnika. Henryk Kanikuła razem ze starszym bratem i matką został wywieziony do Kazachstanu, gdzie w nieogarnionej pustce stepów zostali wraz z innymi deportowanymi, pozostawieni swojemu losowi. Groziła im śmierć głodowa, pozbawieni byli jakichkolwiek środków do życia. Ratunkiem dla nich okazała się pomoc mieszkańców jednej z wiosek, zamieszkałych przez zesłańców narodowości koreańskiej, którzy wyrazili zgodę na osiedlenie się wśród nich Polaków. Mając dach nad głową i pomocną dłoń Koreańczyków, polscy zesłańcy mieli szansę na przeżycie w trudnych warunkach sowieckiego zesłania.
Książka opisuje ten zesłańczy świat z perspektywy młodego chłopca, który przyjaźni się z rówieśnikiem Kazachem, wprowadzającym jej Autora w tajniki życia w stepie. O przetrwaniu w tych trudnych warunkach Kanikuła pisze w sposób ciekawy i wartki. Jego fascynująca opowieść mówi o trwałych śladach Polaków na tej obcej ziemi, z której warto przytoczyć chociaż niewielki fragment: „W dzień czasem na bezchmurnym niebie pojawił się piękny ptak, prawdopodobnie jastrząb, i zataczał koła nad nami. Innej żywej istoty przez te dwa dni nie widziałem. Leżąc w tej po pas wysokiej trawie, byłem zapatrzony w błękit nieba i szybującego ptaka. „Orle mój, sokole, władco tego stepu! Weź mnie na swe skrzydła i ponieś, hen, daleko, do mojej Ojczyzny, tam, gdzie moje miejsce na tej ziemi, bo ta kazachska ziemia jest dla mnie obcą, przeklętą i niewolniczą. Przestworza te, nieprzebyty busz aż po nieboskłon to twoje królestwo i o ile przyjdzie mi tu zostać, będziesz moim towarzyszem aż do moich ostatnich dni. I choć wiem, że nie użyczysz mi swych skrzydeł, wciąż będę żył nadzieją, że grób mój będzie na mojej ojczystej ziemi, a nie tutaj jako kurhan skazańca Polaka”.
Henryk Kanikuła po przeszło trzyletnim pobycie na deportacji w stepach północnego Kazachstanu, jako dezerter z Armii Czerwonej, a jednocześnie ochotnik „Kościuszkowiec” Ludowego Wojska Polskiego w Riazaniu razem z frontem powrócił do kraju. W 1952 r. ukończył wieczorowe studia ekonomiczne w Katowicach. Przez pewien czas mieszkał i pracował w Oświęcimiu, który stał się dla niego drugą ojczyzną.
Adam Cyra
Oświęcim, 18 października 2020 r.