W nocy z 16 na 17 lutego 2012 r. zmarła Ewa Jędrysik z Olkusza odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, nadanym przez Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego za bezinteresowną pomoc niesioną z narażeniem życia więźniom hitlerowskiego obozu w Oświęcimiu. Miała 87 lat.
Ewa Jędrysik z d. Cieślik urodziła się 20 grudnia 1924 r. w Olkuszu, podczas okupacji hitlerowskiej była pracownicą cywilną w niemieckich zakładach Buna-Werke w Dworach i Monowicach koło Oświęcimia, pomagała więźniom na terenie fabryki, dostarczając im paczki żywnościowe, lekarstwa i listy, po wojnie wyszła za mąż za Włodzimierza Jędrysika z Oświęcimia.
Włodzimierz Jędrysik urodził się 9 czerwca 1923 r. w Oświęcimiu, był pracownikiem cywilnym w Buna-Werke, pomagał więźniom na terenie fabryki, dostarczając im żywność i listy, po wojnie ożenił się z Ewą Cieślik z Olkusza i tam zamieszkali.
W dniu 15 marca 2011 r. w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu wojewoda małopolski Stanisław Kracik wręczył odznaczenia osobom, które z narażeniem własnego życia udzielały pomocy więźniom. Wśród uhonorowanych była Ewa Jędrysik.
Na temat Ewy Jędrysik i jej męża Włodzimierza znajdują się informacje w książce „Ludzie Dobrej woli” (pod redakcją Henryka Świebockiego) opublikowanej w tłumaczeniu na język niemiecki pod koniec ubiegłego roku przez Wydawnictwo Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.
Książka przygotowana dla pani Ewy Jędrysik leży na moim biurku, której niestety nie zdążyłem Jej wręczyć.
Zobacz: Olkuszanin: Za ratowanie ludzkiego życia
Adam Cyra
Oświęcim, 18 lutego 2012 r.
Wspomnienia Ewy Jędrysik
W lipcu 1941 r., mając 16 i pół roku życia zostałam przymusowo zabrana z dużą grupą dziewcząt z Olkusza i wywieziona na przymusowe roboty do Niemiec, do fabryki lnu w Konstadt (obecnie Wołczyn koło Kluczborka). Spośród dziewcząt zabranych z Olkusza pamiętam następujące nazwiska: Zofia Łydka, Elżbieta Goławska moja kuzynka, Helena Pudełko, Wanda Rabenda, Stanisława Babiuch i wiele innych. Wcześniej, w połowie czerwca 1941 r., została aresztowana i wywieziona do Niemiec bardzo duża grupa młodych mężczyzn z Olkusza, jako szczególnie niebezpieczni dla III Rzeszy. Wśród tych więźniów znaleźli się moi kuzyni: Stanisław Cieślik i Feliks Cieślik oraz mój sąsiad Franciszek Ślęzak.
W połowie lipca 1941 r. zmarł mój stryj Michał Cieślik, ojciec aresztowanego Stanisława Cieślika. który mimo starań nie został zwolniony na pogrzeb ojca. W dniu 24 października 1942 r. zostałyśmy z grupą dziewcząt z Konstadt przewiezione do Oświęcimia jako przymusowi robotnicy do pracy przy budowie zakładów chemicznych IG Farbenindustrie w Dworach koło Oświęcimia. Pracując już przy budowie zakładów, starałam się dowiedzieć, gdzie znajdują się moi dwaj kuzyni Cieślikowie i Stanisław Babiuch, brat mojej koleżanki Stanisławy Babiuch z Olkusza. Zostali oni bowiem wcześniej niż my, dziewczęta, przewiezieni z Hermansdorfu koło Bolesławca, gdzie pracowali przy budowie autostrady. Umieszczeni byli w lagrze nr III na Zaborzu jako więźniowie pracujący przy budowie Zakładów Chemicznych. Obóz ten o obostrzonym rygorze był ogrodzony podwójnym drutem kolczastym, pomiędzy którym zawsze chodził strażnik. Do pracy byli prowadzeni po 20 osób, których pilnowali uzbrojeni strażnicy. Pracowali na terenie Monowic. Obok tego obozu znajdował się i nasz obóz „Teichgrund Lager III” oraz Ost-Lager, w którym mieszkały Ukrainki. Niedaleko od Zaborza w Monowicach znajdował się wojskowy obóz jeniecki, w którym przebywali Anglicy również pracujący przy budowie Zakładów Chemicznych. W Monowicach znajdował się także KL Auschwitz III-Monowitz, z którego więźniowie w pasiakach byli prowadzeni pod silną wojskową eskortą z psami do pracy przy budowie Zakładów Chemicznych.
Z obozu międzynarodowego (przebywali tam Czesi, Włosi, Francuzi) koło cmentarza żydowskiego w Oświęcimiu przeniesiono nas dziewczęta do obozu na Zaborzu, który znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie obozu mężczyzn z Olkusza, odgrodzony od niego drutami kolczastymi. Pracowałyśmy w Monowicach.
My dziewczęta, jako robotnice przymusowe, miałyśmy co drugą niedzielę wolną od pracy. Na ten dzień mogłyśmy dostać przepustki na wyjazd do domu, do rodziny. Przepustki otrzymywali tylko robotnicy mieszkający na terenach przyłączonych do III Rzeszy. Szybko nawiązałyśmy kontakt z rodzinami chłopców z Olkusza, aby nieść im pomoc. Do domu moich rodziców w Olkuszu przychodziły matki, aby doręczyć mi przesyłki dla swoich synów, przebywających w Oświęcimiu, które ja im dowoziłam i musiałam szukać sposobu, aby im je bezpiecznie doręczyć. Były to paczki żywnościowe, listy, kartki na chleb, który trzeba było wykupić i doręczyć, również lekarstwa i aparat fotograficzny dla Stanisława Babiucha, który dostarczyła Stasia Babiuch. Ponieważ stacja Olkusz była stacją graniczną pomiędzy III Rzeszą a Generalnym Gubernatorstwem – kontrole na tej stacji były rzeczą codzienną. W związku z tym przesyłki, które zabierałam dla chłopców z Olkusza musiały być szczególnie zabezpieczone. Zawsze musiałam się liczyć z jakąś niespodziewaną sytuacją.
Spośród nazwisk chłopców, którym dostarczałam przesyłki, pamiętam następujące: Edward Kocjan, Kazimierz Czarnecki, Wiesław Bulwa, Stanisław Łydka, Tadeusz Najmrocki, Witold Bonecki, Stanisław Cieślik, Feliks Cieślik, Franciszek Ślęzak, Stanisław Czarnota, Marian Trzcionkowski, Franciszek Pietrzyk.
Dzisiaj wiem, jakie to było ryzyko i co za to groziło, ale wtedy człowiek był młody i ryzykował. Pamiętam, jak raz umówiona po pracy przerzucałam paczkę przez podwójne ogrodzenie. Paczka wpadła między podwójny kolczasty płot druciany, wokół którego przechodził strażnik. Chłopcy umierając ze strachu, podważali druty i jakimś cudem ją wydostali. Innym razem jadąc samochodem, którym przewoziło się materiały budowlane, pracującemu opodal szosy kuzynowi wyrzuciłam kupiony chleb. Zobaczył to w lusterku eskortujący nas Niemiec, zatrzymał samochód, zabrał chleb, kazał się przyznać, kto to wyrzucił i straszył, że mnie odeśle do obozu KL Auschwitz. Ja płacząc, przyznałam się, że to był chleb dla mojego głodnego brata. Na szczęście skończyło się na krzykach i pogróżkach.
Przypominając tę trudną naszą młodość, żałuję, że nie zapisywałam wszystkiego, co przeżyłam, ale i dziś jeszcze trudno mi o tym wspominać.
Włodzimierza Jędrysika poznałam w Zakładach Chemicznych w lutym 1943 r. Pracował w małej kotłowni, która ogrzewała trzy hale produkcyjne w pobliżu Monowic. W jednej z tych hal pracowałam i ja, jak również około 50 mężczyzn, którzy zostali przywiezieni po przeszkoleniu w Ludwigshafen w niemieckich zakładach chemicznych IG Farbenindustrie. Włodzimierz Jędrysik również był na przeszkoleniu w Ludwigshafen, skąd uciekł po którymś z ciężkich alianckich nalotów na to miasto. Dzięki staraniom swojego ojca Tadeusza został przyjęty do pracy w Zakładach Chemicznych. Przed wysłaniem na szkolenie od 1941 r. pracował w Monowicach przy niwelowaniu i równaniu terenu jako maszynista kolejki wąskotorowej. Już wtedy nawiązał kontakt z więźniami z lagru nr III, w którym przebywali młodzi olkuszanie. Wiem, że im pomagał w przesyłaniu i dostarczaniu żywności i listów, o czym dość szeroko pisze pan Kazimierz Czarnecki, jeden z więźniów, z którym i ja się kontaktowałam pomagając jemu i jego kolegom utrzymać więzi z rodzinami w Olkuszu.
Po wojnie w 1945 r. wyszłam za mąż za Włodzimierza Jędrysika. Zapoznając się z dziejami rodziny męża, wiem, że była to znana i zacna rodzina. Mój teść Tadeusz Jędrysik w sierpniu 1914 r. składał przysięgę na rynku oświęcimskim z pierwszym oddziałem Legionistów liczącym 43 młodych ludzi. Po wojnie i niewoli w Rosji wrócił do Oświęcimia. Ożenił się z Wandą Grzywną, z którą miał pięcioro dzieci.
Jego syn Tadeusz w czasie okupacji wstąpił w szeregi AK. Należał do oddziału partyzanckiego „Sosienki”. Z oddziałem tym współpracował i Włodzimierz Jędrysik. Wiem, że w swoich działaniach wspomagali więźniów. Moja teściowa Wanda Jędrysik z domu Grzywna często opowiadała o strachu jaki przeżywała, starając się o chleb i żywność i dostarczenie ich więźniom między innymi za pośrednictwem swojego syna.
Tuż po wyzwoleniu w styczniu 1945 r. Tadeusz Jędrysik, ojciec Włodzimierza, z grupą sanitarną z Oświęcimia jako pierwsi udzielali pomocy oswobodzonym więźniom KL Auschwitz. Wanda Jędrysik i jej mąż Tadeusz Jędrysik są umieszczeni w księdze pamięci „Ludzie Dobrej Woli” napisanej pod red. Henryka Świebockiego i wydanej w Oświęcimiu w 2005 r.
Muszę powiedzieć, że bardzo niechętnie powracam do przeżyć ze swojej młodości. W obozie w Brzezince byłam dopiero w dwadzieścia lat po wojnie, pomimo że często odwiedzałam rodzinę mojego męża w Oświęcimiu. Drugi raz, gdy z ukochanym naszym Ojcem Świętym Janem Pawłem II mogliśmy się modlić na tym strasznym cmentarzysku. Słowa te napisałam, aby następnym pokoleniom przekazać pamięć o naszej trudnej młodości w czasach okupacji niemieckiej w latach 1939-1945, którą wspominając – płaczemy.
Ewa Jędrysik
Olkusz