W latach 1940-1941 egzekucje w obozie macierzystym w Oświęcimiu (KL Auschwitz I) były wykonywane głównie w żwirowniach, położonych poza ogrodzeniem obozu. Największa ze żwirowni znajdowała się obok tzw. budynku teatru („Theatergebäude”), który powstał w okresie pierwszej wojny światowej i w latach 1984 -1993 stanowił siedzibę Klasztoru Sióstr Karmelitanek Bosych w Oświęcimiu. Składała się ona co najmniej z dwóch dołów, w których wydobywano żwir. Dzisiaj pozostał tylko jeden z nich – największy, na którym ustawiony jest tzw. „krzyż papieski”.
W dniu 27 czerwca 1941 r. na terenie żwirowni koło „Theatergebäude” zamordowano w okrutny sposób czterech księży Salezjanów. Wspomniani księża zostali przywiezieni do obozu dzień wcześniej z więzienia Montelupich w Krakowie. W sumie przywieziono ich tego dnia dwunastu (jeden z nich był tylko bratem) w transporcie liczącym pięćdziesięciu więźniów. Znajdowało się wśród nich również pięciu polskich Żydów. Księży i Żydów z tego transportu wcielono do karnej kompanii.
Każdy z nas – wspomina ks. Walenty Waloszek – otrzymał ciężką, żelazną taczkę, kilof i łopatę. Zapowiedziano nam, że pracować musimy bardzo szybko, stale biegiem, bez oglądania się i odpoczywania. Praca nasza polegała na tym, że musieliśmy kilofami rozbijać kamienie, ładować je na taczkę razem ze żwirem i wywozić do dołu, głębokiego na 7 metrów, oddalonego od nas o jakie 50 metrów.
W dniu 27 czerwca 1941 r. jako pierwszy poniósł męczeńską śmierć w żwirowni ks. Jan Świerc (nr 17352), proboszcz Parafii św. Stanisława Kostki na Dębnikach w Krakowie i dyrektor Zakładu Salezjańskiego w tym mieście. Wkrótce po nim zakatowany został wikary z tej parafii, ks. Ignacy Dobiasz (nr 17364). Warto tutaj przypomnieć, że ks. Ignacy Dobiasz cztery miesiące wcześniej, 21 lutego 1941 r., prowadził kondukt pogrzebowy na Cmentarz Rakowicki w Krakowie, odprowadzając na miejsce wiecznego spoczynku Karola Wojtyłę. Za trumną szedł jego syn Karol, przyszły papież Jan Paweł II.
W godzinach popołudniowych tego samego dnia śmierć w podobnych okolicznościach poniósł ks. dr Franciszek Harazim (nr 17375), profesor Salezjańskiego Instytutu Teologicznego w Krakowie oraz jeszcze jeden wikary Parafii św. Stanisława Kostki, ks. Kazimierz Wojciechowski (nr 17342). Ponadto w wyniku ciężkiego pobicia i znęcania się wtedy, zmarł później w obozie ks. dr Ignacy Antonowicz (nr 17371), rektor wspomnianego Salezjańskiego Instytutu Teologicznego.
Jeszcze potworniejszy mord został dokonany na więźniach karnej kompanii cztery dni wcześniej, 23 czerwca, poza ogrodzeniem obozu, w dołach żwirowni, które znajdowały się naprzeciwko bloku nr 20 (obecnie nr 28) i w pobliżu baraku kierownictwa obozu (Blockführerstube). Jego ofiarą padli Żydzi przebywający w karnej kompanii. Po porannym apelu w tym dniu – komendant obozu Rudolf Hőss oświadczył, że wieczorem wśród więźniów nie powinno być już Żydów, ponieważ oni są rzekomo winni za rozpoczęcie wojny niemiecko-sowieckiej. W euforii pierwszych zwycięstw tej wojny najpierw zamordowano chorych Żydów, którzy jako więźniowie karnej kompanii, nie mając już sił wyjść do pracy, pozostawieni byli w bloku nr 13 (obecnie 11). Pozostałych wymordowano podczas pracy we wspomnianej żwirowni. W sumie zginęło wówczas 176 Żydów. Byli to głównie polscy Żydzi. Po raz pierwszy zabitych wtedy na terenie przyobozowej żwirowni nie zwożono do obozowej kostnicy, lecz wprost do krematorium.
Mord ten znajduje także potwierdzenie w relacji byłego więźnia Stanisława Kamińskiego, lecz jego lokalizacja jest nieco inna:
W dniu tym wykończono wszystkich Żydów przebywających w obozie. (…) Rozpoczęła się masakra, niektórych posyłano w kierunku drutów. Jeden z kapów chciał uchronić młodego Żyda Jakubka i próbował w tej sprawie interweniować, lecz bez skutku. Wydarzenie to miało miejsce w żwirowni koło Theatergebäude.
W dniu następnym po dokonanej masakrze, 24 czerwca 1941 r., w transporcie z Opola przywieziono trzydziestu więźniów, w tym jedenastu Żydów polskich. Można przypuszczać, że zginęli oni wkrótce jako więźniowie karnej kompanii.
Kolejnych pięciu polskich Żydów przybyło do obozu dwa dni później – 26 czerwca 1941 r. – we wspomnianym transporcie krakowskim wraz z księżmi Salezjanami. Byli to: Gerszon Brand (nr 17339) – ur. w Sanoku (robotnik), Mendel Zucker (nr 17343) – ur. w Krakowie (grawer), Mendel Rosenwasser (nr 17346) – ur. w Chrzanowie (krawiec), Julian Traub (nr 17347) – ur. w podkrakowskiej wsi Wróżenice (fryzjer) i Szulim Rojzman (nr 17348 – ur. w Mińsku Mazowieckim (krawiec), którzy nazajutrz w składzie karnej kompanii – podobnie jak Salezjanie – pracowali, wykonując ciągle biegiem pracę ponad siły, w żwirowni koło „Theatergebäude”. Już do południa czterech z nich zamordowano, a piątego, którego przed śmiercią zdążył ochrzcić Salezjanin – ks. Józef Wybraniec – pozbawiono życia podczas pracy w tej żwirowni po przerwie obiadowej.
Warto wspomnieć, że wymieniony powyżej Julian Traub pochodził ze spolonizowanej rodziny żydowskiej. Po przejściu na katolicyzm ożenił się z Polką i pracował jako fryzjer na Dębnikach w Krakowie. Powodem jego aresztowania był fakt nieoddania przez niego władzom niemieckim posiadanego wcześniej radioodbiornika. Żona Juliana Trauba po jego śmierci otrzymała od władz obozowych zawiadomienie, że jej mąż zmarł w KL Auschwitz w dniu 27 czerwca 1941 r. Poinformowano ją także, że otrzyma pozostałe po nim w obozie rzeczy, a także po uiszczeniu odpowiedniej opłaty zostanie na jej adres przesłana urna z prochami jej męża. Julian Traub osierocił sześcioletniego syna Alfreda. Pan Alfred Traub ma dzisiaj już ponad siedemdziesiąt lat, mieszka w Krakowie i w każdym roku przyjeżdża do Oświęcimia, uczestnicząc w „Marszu Żywych”.
Adam Cyra
Oświęcim, 26 czerwca 2009 r.