Stąd do drutów byłego obozu Auschwitz jest tylko 200 metrów, a do bramy z napisem „Arbeit macht frei” 400. Pusty od ćwierć wieku drewniany budynek zabytkowej kantyny SS, obecnie przejęła od skarbu państwa Fundacja Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau z siedzibą w Brzeszczach.
Mordowali bez skrupułów, a potem szli się bawić. Było to ulubione miejsce spotkań esesmanów z załogi KL Auschwitz. Nie tylko jedli tutaj obiady. W kantynie SS organizowano także przedstawienia teatralne, zebrania partyjne członków NSDAP i inne imprezy okolicznościowe esesmanów z udziałem komendanta obozu Rudolfa Hössa. Było też kino.
Budowę kantyny rozpoczęto siłami więźniów w połowie 1941 roku. Rok później budynek był gotowy. Główna sala mogła pomieścić około 1500 osób. Na jej końcu była scena teatralna z pełnym wyposażeniem. Do dzisiaj widać tutaj ślady m.in. po mechanizmach opuszczających kurtynę i otwór w scenie po budce suflera.
Na tej scenie esesmani oglądali m.in. występy siedmiu karłów więzionych w KL Auschwitz. Brytyjska Telewizja Chameleon TV zrealizowała o nich kilka lat temu film dokumentalny. Jest on poświęcony historii żydowskiej rodziny Ovitz, deportowanej do KL Auschwitz w maju 1944 roku.
W filmie tym, zatytułowanym „Perspectives”, osobą opowiadającą historię rodziny Ovitz jest brytyjski aktor Warwick Davis, znany z wielu produkcji filmowych takich jak: „Gwiezdne wojny”, „Hary Potter” i „Opowieści z Narni”, który sam jest karłem.
Rodzina Ovitz składała się z dziesięciu osób z czego siedem osób było karłami, pozostałe trzy były normalnego wzrostu. Przed wybuchem II wojny światowej mieszkali na terenie Transylwanii w Rumunii, tworząc tam znaną grupę teatralną.
Filmowa opowieść Warwicka Davisa o rodzinie Ovitzów – siedmiu żydowskich liliputach, którzy przeżyli pobyt w Auschwitz – jest oparta na książce, której autorami są Yehuda Koren i Eilat Negev. Książka ta zatytułowana „Sercem byliśmy wielcy. Niezwykła historia żydowskiej rodziny karłów ocalałej z Holocaustu została wydana w tłumaczeniu na język polski kilkanaście lat temu.
Historia tej żydowskiej rodziny karłów jest wprost nie do uwierzenia, bo jak uznać za prawdę, że artyści-więźniowie śpiewali piosenki o miłości niedaleko od komór gazowych i krematoriów KL Auschwitz. Ten nieprawdopodobny wprost przekaz opowiedziała autorom wspomnianej książki najmłodsza z sióstr, Perla Ovitz, która zmarła w Hajfie wrześniu 2001 roku.
Każdy z nas pamięta bajkę o królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach. A tu Ovitzów była dokładnie siódemka, jak w filmie Walta Disneya. Byli oni jak krasnoludki z bajki, grali w obozie na różnych instrumentach i mieli kolorowe ubiory.
Tyle że w prawdziwym życiu „krasnoludki” przywiezione z Transylwanii nie spotkały na swojej drodze królewny Śnieżki – lecz bestię, którą w Auschwitz był dr Josef Mengele. Ten wykorzystując ich do swoich „badań” pozwolił im zachować kolorowe sceniczne ubiory, nie musieli golić głów, a karlice mogły się nawet malować.
Na temat swojej książki Yehuda Koren i Eilat Negev powiedzieli:
Wszystko, co ludzie powinni wiedzieć o Holocauście, jest w naszej książce. Opisaliśmy życie rumuńskich Żydów w Transylwanii. Opisaliśmy wojnę, getto, wywózki, Auschwitz, eksperymenty medyczne, jakim Mengele poddawał więźniów, wyzwolenie obozu przez Rosjan i grozę sowieckiej okupacji. (…) Ovitzowie byli w Auschwitz najsłabsi ze słabych. Żeby wejść na pryczę, musieli prosić o pomoc więźniów normalnego wzrostu. Każdy esesmański pies był dla nich groźny jak tygrys. Lecz byli mądrzy i przebiegli, wiedzieli, że przetrwanie nie zależy tylko od fizycznej siły.
Na rampie wyładowczej w Birkenau, zaraz po przywiezieniu, karły wzbudziły zainteresowanie esesmanów, którzy natychmiast o ich przybyciu powiadomili dra Josefa Mengele. Ten, gdy zobaczył rodzinę siedmiu karłów, uznał, że nadarzyła mu się wyjątkowa okazja, bowiem w swoich „badaniach” szukał kodu genetycznego powodującego karłowatość. Dlatego pozwolił Ovitzom żyć, traktując ich jak rzadkie zwierzęta doświadczalne. Dzięki temu ocaleli, przebywając w Birkenau aż do wyzwolenia obozu 27 stycznia 1945 roku.
Po wojnie wyjechali do Izraela, działając tam jako grupa artystyczna pod nazwą „Trupa Liliputów”. Ovitzowie byli żydowskimi ortodoksami, świętowali w soboty i przestrzegali reguł koszerności oraz modlili się w synagodze. Ale byli też cząstką show-biznesu, chociaż w obozie spotkali się ze zbrodniczym antysemityzmem w skrajnej postaci.
Film „Perspectives” zapewne jest ciekawy, tym bardziej, że historia siedmiu liliputów z Auschwitz jest w nim opowiedziana przez osobę doskonale znającą realia codziennego życia karłów, bo przecież Warwick Davis jest jednym z nich.
Adam Cyra
Oświęcim, 10 sierpnia 2018 r.