W dniu 26 stycznia 2015 r., w przeddzień 70. rocznicy wyzwolenia obozu oświęcimskiego, Muzeum Auschwitz-Birkenau odwiedził Rainer Höss. Jego dziadek Rudolf Höss był założycielem i pierwszym komendantem KL Auschwitz. Wnuk wskazał najlepsze – jego zdaniem – miejsce w całym dawnym niemieckim obozie. Tym miejscem jest szubienica, gdzie powieszono Rudolfa Hössa. – Jego dyktatura zakończyła się właśnie tutaj i już nie wróci – powiedział. Podczas pobytu w Oświęcimiu wnuk komendanta KL Auschwitz odwiedził także willę, w której mieszkał jego dziadek.
Zobacz:
rozmowa Rainera Hössa wnuka komendanta KL Auschwitz z reporterem magazynu „Polska i Świat” w dniu 26 stycznia 2015 r.
Na terenie oświęcimskiego Muzeum znajduje się eksponat, który nie pochodzi z czasów istnienia niemieckiego obozu koncentracyjnego.
Jest nim zachowana szubienica, pod którą nikt nie składa nigdy kwiatów i nie zapala zniczy.
Na tej szubienicy prawie sześćdziesiąt osiem lat temu został stracony w dniu 16 kwietnia 1947 r. założyciel i pierwszy komendant KL Auschwitz.
Franz Ferdinand Hőss urodził się 25 listopada 1900 r. w Baden-Baden. Od szóstego roku życiawychowywał się wraz z dwiema młodszymi siostrami w Mannheim, gdzie ukończył 5 klas gimnazjum humanistycznego.
Dnia 1 sierpnia 1916 r. jako ochotnik został wcielony do oddziału kawalerii niemieckiej. Odkomenderowany wraz z nim do Turcji, która w pierwszej wojnie światowej sprzymierzona była z Niemcami i Austrią, brał udział w walkach na froncie azjatyckim, otrzymując stopień podoficerski i liczne odznaczenia.
Do Niemiec powrócił w 1919 r., gdzie rozpoczął działalność w oddziałach ochotniczych, które zwalczały między innymi powstańców polskich w Wielkopolsce i na Śląsku. W 1922 r. zetknął się z Adolfem Hitlerem, niezwłocznie zgłaszając swój akces do Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej (Nazionalsozialistische Deutsche Arbeitpartei – w skrócie NSDAP). W tej partii otrzymał numer legitymacji 3240.
Wkrótce wykazał szczególną aktywność w ruchu hitlerowskim, biorąc udział w mordzie kapturowym na osobie nauczyciela Waltera Kadowa w nocy z 31 maja na 1 czerwca 1923 r. Nauczyciel ten miał rzekomo wydać w ręce Francuzów Alberta Schlagetera, który następnie został przez nich rozstrzelany za prowadzenie antyfrancuskiej akcji sabotażowej w Zagłębiu Ruhry.
Mord miał przebieg wyjątkowo okrutny i ohydny. Po uczcie pijackiej, w której uczestniczył między innymi Martin Bormann, przyszły szef kancelarii partyjnej NSDAP, uprowadzono Kadowa do lasu, pobito go i na wpół żywemu poderżnięto gardło, ostatecznie dobijając go dwoma strzałami.
Za współudział w tym zabójstwie Rudolf Hőss został aresztowany i w kilka miesięcy później skazany na dziesięć lat więzienia. Przedterminowo zwolniony na podstawie ustawy amnestyjnej z lipca 1928 r. podjął pracę na roli, początkowo w Brandenburgii, później na Pomorzu, gdzie zawarł związek małżeński z osadniczką Hedwig Hensel. Tamże przyszło na świat ich troje dzieci, czwarte urodziło się już w Dachau, a piąte w Oświęcimiu.
Namówiony przez Reichsführera SS Heinricha Himmlera, z którym znał się z poprzednich lat, wstąpił w 1934 r. do kierowanej przez niego organizacji SS i wkrótce zmienił pracę rolnika na służbę w tej zbrodniczej formacji.
Początkujący esesman okazał się pojętnym uczniem i szybko wdrażał się w „rzemiosło”, którym była śmierć. W 1938 r. został przeniesiony do KL Sachsenhausen, awansując w roku następnym na zastępcę komendanta tego obozu w stopniu kapitana SS.
Wiosną 1940 r. tego wyjątkowo gorliwego esesmana mianowano komendantem KL Auschwitz, w którym początkowo więzieni byli prawie sami Polacy, ponieważ obóz ten miał służyć jako instrument terroru do podbitego narodu polskiego i być miejscem izolacji, a następnie eksterminacji wielu tysięcy polskich patriotów. Stopniowo przekształcił się także w miejsce masowej zagłady Żydów oraz ginęli w nim także Cyganie, jeńcy sowieccy i ludzie innych narodowości.
Warunki mieszkaniowe – napisze Rudolf Hőss – były doskonałe: „Dzieci mogły szaleć do woli, żona miała tyle ulubionych kwiatów, że czuła się wśród nich jak w raju”. Sama zaś Hedwig Hőss mawiała: „Tu żyć i tu umierać”.
Kiedy wiosną 1945 r. III Rzesza chyliła się ku upadkowi. Rudolf Hőss przebywający w głębi Niemiec zostawił swoją rodzinę w Holsztynie, sam zaś zameldował się u Reichsführera SS Heinricha Himmlera, który w tym czasie przebywał we Flensburgu. Spotkał histerycznie śmiejącego się człowieka, który swoim podkomendnym wydał rozkaz: „Dajcie nura do armii!”
Były komendant obozu oświęcimskiego ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem Franz Lang jako rzekomy bosman, przebywający przez pewien czas w szkole łączności marynarki niemieckiej na wyspie Sylt. Później dostał się do niewoli w brytyjskiej strefie okupacyjnej Niemiec i został przez Anglików zwolniony z jenieckiego punktu zbornego do pracy na roli w gospodarstwie położonym pod Flensburgiem.
Tymczasem trwały intensywne poszukiwania twórcy KL Auschwitz-Birkenau, największego przestępcy w dziejach ludzkości. Akcję poszukiwawczą pod kryptonimem „Stóg siana” prowadził brytyjski prokurator w stopniu pułkownika – Gerald Draper. W końcu Anglicy natknęli się jego na trop. Prowadził on do małej farmy w północnych Niemczech, niedaleko Flensburga, blisko granicy z Danią, gdzie ukrywał się poszukiwany zbrodniarz.
Aresztowano go w nocy z 11 na 12 marca 1946 r. W sumie Rudolf Hőss ukrywał się pod przybranym nazwiskiem blisko rok.
Wkrótce będzie on zeznawał jako świadek obrony przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, który sądził głównych nazistowskich niemieckich zbrodniarzy wojennych.
Następnie wydano go władzom polskim i przewieziony został samolotem do Warszawy 25 maja 1946 r.
W Polsce na podstawie dekretu z 22 stycznia 1946 r. został utworzony Najwyższy Trybunał Narodowy, który był krajowym odpowiednikiem Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze.
Proces Rudolfa Hőssa przed Najwyższym Trybunałem Narodowym w Warszawie toczył się w dniach od 11 do 29 marca 1947 r.
Biorąc pod uwagę ilość ofiar obozu oświęcimskiego, był to jedyny i największy proces o masową eksterminację.
Dotychczas nikt bowiem w dziejach ludzkości nie był oskarżony o spowodowanie śmierci setek tysięcy ludzi.
Wyrok śmierci ogłoszony 2 kwietnia 1947 r. były komendant KL Auschwitz przyjął spokojnie, świadom swej winy i przygotowany na taki wynik procesu od samego początku.
W procesie tym zeznawali świadkowie niemal z całej Europy – byli więźniowie KL Auschwitz-Birkenau.
Wydarzenie to odbiło się głośnym echem w prasie polskiej i zagranicznej.
Była to bowiem jedna z największych spraw sadowych w Polsce i na świecie.
Jeżeli Rudolf Hőss uczynił coś dobrego, zanim zawisł na szubienicy w Oświęcimiu, zdołał to zapewne zrobić przez napisanie w więzieniu polskim swojej autobiografii.
Jej obszerny fragment związany z tragicznymi wydarzeniami tworzenia i funkcjonowania KL Auschwitz zamieszczony jest w publikacji „Oświęcim w oczach SS”. Ta niezwykła pozycja stanowiąca dokument zbrodni była wielokrotnie wznawiana w różnych wersjach językowych przez Wydawnictwo Muzeum Auschwitz-Birkenau.
W całości wspomnienia Rudolfa Hőssa były wydawane również kilkakrotnie w latach 1956-2012. Ostatnie ich wydanie: Wyznanie spod szubienicy. Autobiografia Rudolfa Hóssa komendanta KL Auschwitz. Na podstawie tych wspomnień francuski pisarz Robert Mérle napisał powieść, której przekład ukazał się w języku polskim: Śmierć jest moim rzemiosłem. Warszawa 1956.
Rudolf Hőss w więzieniu w Wadowicach nawrócił się i poprosił o spowiedź.
Adam Cyra
Oświęcim, dnia 1 lutego 2015 r.
W dyskusji pod zalecanymi linkami można przeczytać, że wnuk esesmana jest bezrobotny i żyje z opowieści opowieści o dziadku, myśląc tylko o sobie. Ciekawe, czy to faktycznie jest jego główny sposób na życie?