Na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu znajdują się liczne groby Polaków zamordowanych w okresie terroru stalinowskiego w Polsce. Na pomniku jednej z mogił można przeczytać: „Śp. Stanisław Dydo, ur. 23.02.1922, zm. 27.11.1948. Spoczywaj w Bogu niezapomniany Stasiu. Rodzina”.
Ostatnio otrzymałem list od pani Anny Wenc ze smutną wiadomością:
Mieszkam od zawsze w Ropczycach, a rodzina Dydów jest mi znana od dziecka. Państwo Karol i Emilia Dydowie przed wojną, zanim przenieśli się pod Oświęcim, prowadzili szkołę w Brzezówce pod Ropczycami. Byli nauczycielami mojej Mamy i mam zachowane Jej szkolne świadectwo z 1923 r. z podpisem Karola Dydo. Mama przyjaźniła się z ich córką Marylą Dydo (po mężu Szymocha), chodziły do jednej klasy. Myślę, że dzięki Ich sugestii moja Mama skończyła seminarium nauczycielskie, co wówczas w wielodzietnej wiejskiej rodzinie nie było łatwe.
Natomiast ja od dzieciństwa pamiętam w Ropczycach babcię Emilię Dydową i Jej córkę panią Zosię Petrykę, długoletnią nauczycielkę ropczyckiego Zespołu Szkół Rolniczych i wnuczkę Ewę. Mówiłam nawet, że to dom kobiet bardzo miłych i życzliwych.
Po latach dowiedziałam się o tragicznych losach tej rodziny. Pamiętam jak pani Zosia pokazywała mi zaproszenie z Wrocławia na odsłonięcie tablicy z nazwiskami zamordowanych, w tym Jej brata Stanisława, w Kościoła Garnizonowym św. Elżbiety. Chyba ze względu na stan zdrowia nie mogła wtedy pojechać. To był, o ile dobrze pamiętam, rok 1998. Podobna tablica poświęcona tym straconym we Wrocławiu, synom ropczyckiej ziemi, umieszczona jest na murze Fary w Ropczycach. W ostatnich dniach te wspomnienia odżyły, bo 29 grudnia 2014 r. pani Zofia Petryka w wieku 96 lat zmarła w Krakowie. Mieszkała tam już od wielu lat u córki Ewy. Pogrzeb odbył się też w Krakowie. Nie mogłam na nim być, ale kilka dni temu odwiedziłam grób Babci Dydowej na ropczyckim cmentarzu. Zawsze ta rodzina budzi we mnie ciepłe wspomnienia.
Rodzina Dydów mieszkała przed drugą wojną światową w Babicach koło Oświęcimia, gdzie Karol Dydo był kierownikiem miejscowej szkoły powszechnej. Pracował tam z żoną Emilią, która była także nauczycielką, aż do zamknięcia szkoły przez hitlerowców podczas drugiej wojny światowej.
Karol Dydo stał się jedną z ofiar masowych aresztowań, dokonanych wiosną 1940 r. przez gestapo wśród nauczycieli ziemi oświęcimskiej i 29 lipca tegoż roku jako pierwszy z nich zginął w KL Mauthausen-Gusen.
Wdowa po nim, Emilia Dydo, otrzymała od władz niemieckich zawiadomienie, że może przyjechać do tego obozu w celu zobaczenia ciała męża przed spaleniem w krematorium. Wybrała się w podróż do Austrii ze znajomym kolejarzem. Po przyjeździe do obozu esesmani pokazali jej w pomieszczeniu obok krematorium ciało męża owinięte prześcieradłem. U stóp zmarłego złożony był wieniec, a na jego twarzy widoczna była zakrzepła krew.
Przedstawiciele władz obozowych złożyli Emilii Dydo kondolencje, informując ją obłudnie, że schorowanego męża mimo troskliwej opieki, jaką roztoczono nad nim w szpitalu, nie udało się utrzymać przy życiu. Równocześnie pogrążoną w bólu wdowę poinformowano, że za odpowiednią opłatą po dokonaniu kremacji, prochy Karola Dydo mogą zostać przesłane rodzinie, na co wyraziła zgodę.
Wkrótce z obozu w Mauthausen nadeszła urna z prochami i odbyły się uroczystości pogrzebowe na cmentarzu parafialnym w Oświęcimiu z udziałem licznie zgromadzonych mieszkańców miasta oraz okolic. Pogrzeb przekształcił się w cichą manifestację przeciwko zbrodniczej działalności okupanta.
Po kilku miesiącach mieszkańcy Babic zostali wysiedleni w związku z powstaniem i rozbudową KL Auschwitz. Babice musiała także opuścić Emilia Dydo wraz z trzema córkami: Ireną, Marią i Zofią oraz synem Stanisławem. Przez pewien czas mieszkali w Oświęcimiu, gdzie Stanisław Dydo pracował w drogerii Romana Kwiatkowskiego jako laborant-fotograf. W tym czasie został zaprzysiężony jako członek Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), kolportował prasę podziemną i gromadził broń.
Wiosną 1941 r. Emilia Dydo wraz z dziećmi została z Oświęcimia przesiedlona do Rzeszowa, skąd pozwolono im udać się w rodzinne strony nieżyjącego już Karola Dydo do Ropczyc, gdzie Stanisław Dydo wznowił działalność konspiracyjną w ZWZ/AK na terenie powiatu dębickiego. Równocześnie ukończył konspiracyjną podchorążówkę, wcześniej zdając na tajnych kompletach maturę, której z powodu wojny nie zdążył złożyć w Gimnazjum im. ks. Stanisława Konarskiego w Oświęcimiu. Był dowódcą plutonu dywersyjnego Placówki Ropczyce w Obwodzie AK Dębica. Posługiwał się pseudonimem „Steinert”. Uczestniczył w wielu akcjach bojowych na tamtejszym terenie, awansując do stopnia podporucznika.
W marcu 1945 r. wyjechał do Krakowa i został studentem Studium Wychowania Fizycznego UJ, gdzie od września tegoż roku rozpoczął działalność w konspiracyjnej organizacji „Wolność i Niezawisłość” (WiN). Z Krakowa zmuszony był, podobnie jak inni jego koledzy i przełożeni z Armii Krajowej, wyjechać do Wrocławia, aby tam schronić się przed represjami ze strony Urzędu Bezpieczeństwa (UB). Mimo grożącego mu wciąż niebezpieczeństwa, włączył się tam w reorganizację i tworzenie Obszaru Zachodniego WiN. Jednocześnie był studentem Uniwersytetu Wrocławskiego na Wydziale Prawno-Administracyjnym i kierownikiem Sekcji Lekkoatletycznej Akademickiego Zrzeszenia Studentów (AZS).
Pod koniec 1947 r. aresztowano go, a następnie w procesie działaczy Zarządu Okręgu Wrocław WiN skazano na śmierć. W dniu 21 listopada 1948 r. w ostatnim liście do najbliższej rodziny pisał:
Dużo i często myślę o Was i nie tracę nadziei, że jeszcze do Was powrócę.
Tydzień później Stanisław Dydo został zamordowany w więzieniu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu. Razem z nim zginęło trzech innych członków kierownictwa okręgu wrocławskiego WiN: mjr Ludwik Marszałek ps. „Zbroja”, Władysław Cisek ps. „Rom” i por. Jan Klamut ps. „Górski”.
Trzy miesiące potem matka Stanisława Dydy napisała do wdowy po Władysławie Cisku:
Widziałam się ze spowiednikiem naszych Biedaków. Pocieszał mnie, że oni na pewno już w niebie, bo umierali jak święci, że śmierć mieli zaszczytną. Mój Staś nigdy nie płakał, ale po spowiedzi płakał i wołał: „Mamo, mamusiu, zostaniecie same!” A potem już spokojnie stanęli pod murem, nie pozwolili sobie oczu zawiązywać ani się nie odwrócili. Tak zginęli nasi Biedacy Najdrożsi.
Zamordowanych grzebano potajemnie na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu. Więźniowie pod nadzorem strażników kopali doły, a następnie z blaszanych trumien na kółkach zrzucali do nich zwłoki.
Stanisława Dydo pogrzebano oddzielnie w jednym z takich dołów.
Strażnikiem przy jego pochówku był funkcjonariusz więzienny, który pochodził z okolic Oświęcimia. To on potem wskazał siostrom Stanisława Dydo, gdzie go pogrzebano.
Matka z córkami upamiętniły grób Stasia po 1956 r., lecz nie wolno im było na płycie pomnikowej, napisać prawdziwej przyczyny jego zgonu.
Śp. Zofia Petryka z Ropczyc, siostra Stanisława Dydo, wspominała:
Proces trwał długo, gdyż sądzono kilkadziesiąt osób. W żadnej gazecie nie było wzmianki o przebiegu rozpraw. (…) W grupie, w której sądzony był mój brat, czterech otrzymało karę śmierci. Rozstrzelano ich 27 listopada 1948 r.
Na murze ropczyckiej Fary jest umieszczona tablica, na której znajduje się następujący napis:
„O ziemio, nie zakrywaj mojej krwi
i niech nie będzie ustanku memu wołaniu”
(Hiob 16.18)
ŻOŁNIERZOM ARMII KRAJOWEJ
PLACÓWKI „ROPA” Z ROPCZYC
ppor. Zdzisławowi BRUNOWSKIEMU ps.”CYGAN” lat 32
pchor. Eugeniuszowi ZYMROZOWI ps.”MACEDOŃCZYK” lat 25
kpr. Zdzisławowi ŁASKAWCOWI ps,”MONTER” lat 24
ZAMORDOWANYM W LESIE TURZAŃSKIM PRZEZ NKWD
w LISTOPADZIE 1944 r.
ŻOŁNIERZOWI AK PLACÓWKA” RAKIETA” z ROPCZYC
ppor. Stanisławowi DYDO ps.”STEINERT” lat 26
STRACONEMU 27 LISTOPADA 1948 r. we WROCŁAWIU
ZA DZIAŁALNOŚĆ w WiN
KU WIECZNEJ PAMIĘCI POŚWIĘCAJĄ
ŻOŁNIERZE ARMII KRAJOWEJ z ROPCZYC
11 LISTOPAD 1997 r.
Tragiczne losy Karola i Stanisława Dydów nie mogą być zapomniane. Powinny one być ostrzeżeniem przed ludobójstwem, bezprawiem i okrucieństwem systemów totalitarnych.
Adam Cyra
Oświęcim, dnia 7 stycznia 2015 r.