Największa egzekucja w KL Auschwitz została przeprowadzona siedemdziesiąt jeden lat temu. W dniu 28 października 1942 r. pod „Ścianą Straceń” na dziedzińcu bloku nr 11 rozstrzelano około 280 Polaków więzionych w tym obozie. Egzekucja ta miała charakter odwetu na więźniach za sabotaż i akcje partyzanckie prowadzone na terenie Lubelszczyzny, a ofiarami jej byli głównie więźniowie przywiezieni z więzień w Lublinie oraz Radomiu w latach 1941-1942.
Podczas tej egzekucji zginął Stanisław Dobrowolski z Nowego Krępca koło Świdnika. Oznaczony był w obozie numerem 16061. Miał zaledwie 23 lata. Był członkiem konspiracji wojskowej, utworzonej w KL Auschwitz przez rotmistrza Witolda Pileckiego.
W archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu są przechowywane wspomnienia byłego więźnia Jana Stawarza, spisane przez Mieczysława Zająca, również więzionego kiedyś w KL Auschwitz:
Stanisław Dobrowolski – relacjonuje Jan Stawarz – pochodził z Lublina lub województwa lubelskiego. Był to mężczyzna słusznego wzrostu, brunet, mocno zbudowany, miał ładne, zdrowe zęby. Człowiek o bardzo dobrym charakterze. Miał piękny, męski, tenorowy głos. Często śpiewał. Lubił śpiewać sentymentalne piosenki, których z przyjemnością słuchano. (…) Do jego żelaznego repertuaru należały przedwojenne przeboje m.in. „Taka miła jest moja dziewczyna”, „Jesienne róże”, „Ta ostatnia niedziela” i „Niebieskie oczy”. Bardzo często śpiewał także sugestywną pieśń obozową „Druty, druty, bezlitosne druty”. Jakże wdzięczni byli koledzy za ten śpiew. Jankowi Stawarzowi szczególnie utkwił w pamięci ostatni występ Dobrowolskiego w nocy z 27 na 28 października 1942 r. Śpiewał on wtedy długo w tę noc. Śpiewał tak, jakby w sentymentalne słowa przebojów chciał przelać swe wszystkie uczucia, swą całą duszę. Szczególnie dało się to odczuć w piosence „Jaka miła jest moja dziewczyna” (…). Słuchacze z tej sztuby w bloku nr 25 A długo nie mogli zasnąć tej nocy. A potem w trakcie porannego apelu pisarz blokowy wyczytał kilkanaście numerów, miedzy innymi numer Dobrowolskiego i polecił, aby wyczytani pozostali na placu. Wszyscy wiedzieli dobrze, że w warunkach lagrowych nie wróżyło to nic dobrego. Janek Stawarz stojący obok Dobrowolskiego, usłyszał z jego ust dwa słowa – „na pewno rozwałka”. W oczach śpiewaka ukazały się łzy. (…) Wyczytanych zaprowadzono na blok nr 11.
Kiedy zapoznałem się z tym fragmentem wspomnień Jana Stawarza, przypomniałem sobie rozmowę, nagraną na taśmę magnetofonową, którą w październiku 1998 r. przeprowadziłem z byłym więźniem KL Auschwitz, Mieczysławem Zawadzkim, mieszkającym w Warszawie.
Dzisiaj już nieżyjący Mieczysław Zawadzki, opowiadał mi wtedy:
Podczas apelu porannego w dniu 28 października 1942 r. stałem jak zwykle na lewym skrzydle. Skazanym na rozstrzelanie, których numery wyczytano pod koniec jego trwania, polecono wystąpić z szeregów i przejść na lewą stronę. Stanisław Dobrowolski, przechodząc koło mnie, wręczył mi swój zegarek ze słowami: „Jeżeli przeżyjesz, to oddaj go moim rodzicom i powiedz jak zginąłem”.
Mieczysław Zawadzki relacjonował dalej:
W południe wszyscy już byli rozstrzelani. Ich ciała odwożone były do krematorium na wozie, który ciągnęli więźniowie, sanitariusze ze szpitala obozowego. Ostatnią drogę rozstrzelanych znaczyła struga krwi. W pewnym momencie, patrząc z okna na piętrze w bloku 25 A, zauważyłem jak spod koca przykrywającego na wozie ciała zamordowanych wychyliła się ręka, a potem głowa Staszka Dobrowolskiego. Do dzisiaj nie mogę zapomnieć jego pokrwawionej twarzy. Za każdym razem, kiedy przypadkowo słyszę melodię piosenki „A mnie jest szkoda lata …”, którą tak często śpiewał w obozie Staszek, przypomina mi się jego postać. Po wojnie starałem się odnaleźć rodziców Staszka Dobrowolskiego, których bezskutecznie poszukiwałem w okolicach Zamościa. Zegarek otrzymany od niego służy mi do dzisiaj.
W archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau jest zachowany obozowy akt zgonu Stanisława Dobrowolskiego, z którego wynika, że urodził się on 16 marca 1919 r. w Kolonii Nowy Krępiec koło Lublina i tam mieszkał. Jego ojcem był Julian Dobrowolski, natomiast matką Stefania, z domu Nagnajewicz, obydwoje zamieszkali także w Kolonii Nowy Krępiec (po wojnie gmina Mełgiew, powiat Świdnik). We wspomnianym akcie zgonu jest fałszywie podana data śmierci ich syna – 29 października 1942 r. oraz fikcyjna przyczyna śmierci z powodu choroby serca.
Adam Cyra
Oświęcim, dnia 19 października 2013 r.