Przeczytałem artykuł Pawła Dybicza na temat rotmistrza Witolda Pileckiego, zatytułowany „Bohater bez skazy ?”, który został opublikowany w tygodniku „Przegląd”, numer 23 z dnia 3-9.06.2013 r. Osobiście radziłbym Pawłowi Dybiczowi, żeby zadał sobie trud zapoznania się z aktami procesowymi Witolda Pileckiego, wtedy bardziej byłby powściągliwy w swoich wypowiedziach na temat powojennych losów „ochotnika do Auschwitz”, o czym pisałem niedawno w artykule „Witold Pilecki w rękach UB”.
Rotmistrz do działania niepodległościowego na wypadek, gdyby Związek Sowiecki zniewolił Polskę, był zobowiązany przysięgą, która złożył w 1944 r., kiedy przewidywano, że będzie jednym z głównych działaczy w organizacji „NIE”, na czele której miał stanąć gen. August Emil Fieldorf, ps. „Nil”. Dla Pileckiego przysięga była rzecza swietą i dlatego jako zdyscyplinowany oficer wrócił do Polski w grudniu 1945 r., aby przysiędze tej być wierny.
Siatka, którą utworzył w Polsce, rządzonej terrorem przez komunistów, przekazywała do 2. Korpusu Polskiego we Włoszech wiadomości, które dzisiaj nazwalibyśmy zwykłymi informacjami prasowymi, a wtedy skomunizowani Polacy i Żydzi, pracujący w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, uznawali takie działanie za szpiegostwo na rzecz obcego wywiadu.
Rotmistrz Witold Pilecki był realistą, bo gdyby nim nie był, nie zorganizowałby konspiracyjnej siatki wojskowej w KL Auschwitz i nie przeżyłby pobytu w tym obozie, bo wcześniej zostałby rozpracowany przez Politische Abteilung, czyli obozowe gestapo.
Po powrocie do Polski nie zamierzał organizować żadnej zbrojnej działalności przeciwko władcom nowej komunistycznej Polski, a wręcz odwrotnie prowadził działania, które miały oddziały poakowskie „wyprowadzić z lasu”. Zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że powojennych losów Polski, ustalonych „porządkiem pojałtańskim” nie da się zmienić i jedynie o bezprawiu tych „porządków” informował prawowite władze polskie na emigracji, przesyłając wiadomości na ten temat do 2. Korpusu Polskiego we Włoszech.
Zrobiono z niego po aresztowaniu w maju 1947 r. szpiega, który w dodatku miał także rzekomo przygotowywać zamachy na najwyższych dostojników Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w komunistycznej Polsce. Całość tragicznego śledztwa i farsy procesowej reżyserował płk. Józef Różański (Goldberg), ówczesny dyrektor Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie i to on wcześniej, wydał nieoficjalny wyrok śmierci na Pileckiego, którego jedynym błędem było, że nie wykonał rozkazu, który otrzymał z 2. Korpusu Polskiego i nie wyjechał potajemnie z Polski, bo w niej dla niego nie było już miejsca do normalnego życia, ale sam, podejmując taką decyzję powiedział: „Wszyscy nie mogą z tego Kraju wyjechać, ktoś musi w nim pozostać”.
Płk. Józef Różański później był sądzony i skazany na więzienie za łamanie prawa w okresie terroru stalinowskiego w Polsce.
Adam Cyra
Oświęcim, dnia 5 lipca 2013 r.