W dyskusji nad zbrodnią popełnioną w Jedwabnem 10 lipca 1941 r., jaka dotychczas toczyła się na łamach polskiej prasy, pominięto prawie zupełnie milczeniem fakt wcześniejszego spalenia żywcem przez niemieckich nazistów około dwóch tysięcy Żydów w Wielkiej Synagodze w Białymstoku.
![Wielka Synagoga w Białymstoku](http://wprawnymokiemhistoryka.pl/wp-content/uploads/2013/05/synagoga-bialystok.jpg)
Warto pisząc o tej tragicznej i zapominanej sprawie zwrócić uwagę na opracowanie Szymona Datnera „Walka i zagłada białostockiego ghetta”, wydane w Łodzi w 1946 r. i poświęcone: „Pamięci 200.000 Żydów województwa białostockiego wymordowanych przez Niemców”. Nie powołał się ani raz na nie Jan Tomasz Gross w swojej kontrowersyjnej książce, zatytułowanej „Sąsiedzi”, sugerując jakoby pomysł spalenia Żydów w stodole w Jedwabnem był czymś nowatorskim, wymyślonym i zrealizowanym bez udziału Niemców przez miejscową społeczność polską.
Innych pomówień Polaków w publikacjach Jana Tomasza Grossa też można się dopatrzyć, a obecnie wsparł go w swojej książce „Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali” również nieobiektywnym spojrzeniem na historię mało znany dotychczas Stefan Zgliczyński.
Sądzę, że stwierdzeniom Jana Tomasza Grossa odnośnie Jedwabnego może przeczyć m.in. obszerny opis mordu we wspomnianej synagodze, zawarty w powyższej pracy, która wkrótce po wojnie została napisana z inicjatywy Oddziału Białostockiego Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej:
Wydarzenia, jakie następowały po sobie w Białymstoku po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, podziałały na Żydów białostockich jak uderzenie maczugą po głowie. Niemcy wkraczają 27 czerwca (w piątek) do miasta i „debiutują”, paląc żywcem w wielkiej synagodze 800- 000 Żydów mężczyzn i chłopców, paląc Szulhojf (dzielnica wokół wielkiej synagogi) i rozstrzeliwując w masowych egzekucjach ulicznych drugi tysiąc.
W ów fatalny ranek piątkowy skoncentrowała się na Siennym Rynku (u wylotu ulicy Mazowieckiej) większa jednostka zmotoryzowana, a Niemcy zakasawszy rękawy, zaczęli pić na umór, aby w kilka chwil potem obsadzić Szulhojf.
Rzeź rozpoczęła się o godzinie 8 rano. Niemcy, podzieleni na małe oddziałki, uzbrojeni w pistolety automatyczne i granaty ręczne, rozpoczęli polowanie na Żydów na ciasnych i krętych uliczkach wokół wielkiej synagogi. Na ulicy rozgrywały się dantejskie sceny, z domów wyprowadzano Żydów, ustawiano pod murem i rozstrzeliwano. Zewsząd prowadzono nieszczęśliwców w kierunku wielkiej synagogi, która płonęła wielkim ogniem i z której dobywały się przeraźliwe krzyki. Niemcy zmuszali swe ofiary, by kolejno wpychali jeden drugiego do płonącej świątyni; opornych rozstrzeliwali, a trupy wrzucali do wnętrza. Wkrótce płonęła cała dzielnica wokół synagogi. Żołnierze wrzucali granaty ręczne do domów, które, będąc przeważnie drewniane zapalały się z łatwością. Morze płomieni, które ogarnęły cały Szulhojf, rozlało się po ulicy Legionowej, Suraskiej i Rynku Kościuszki. Do późnego popołudnia wleczono Żydów do płonącej synagogi, strzelano na ulicach i domach. Huk wybuchających granatów mieszał się z wystrzałami pistoletów, wyciem pijanej tłuszczy niemieckiej i rozpaczliwymi krzykami mordowanych ofiar. Wobec kobiet byli Niemcy „rycerscy”, tzn. z reguły nie zabijali ich, a tylko biciem i krzykiem zmuszali do szybkiego opuszczania płonącej dzielnicy, zabijając przedtem w ich oczach mężów, braci, synów i ojców. W jednym wypadku posunęli swą kurtuazję bardzo daleko: Ida Lewitańska (z domu Krywiatycka), która, będąc w ósmym miesiącu ciąży, uciekła z piekła Szulhojfu wraz z kilku kobietami i mężczyznami, natknęła się na Niemców, którzy pod murem domu Miodówka na Legionowej 9, w ich oczach rozstrzelali 200 Żydów; starszy Niemiec zauważywszy stan Idy, puścił ich wolno. Synagoga płonęła kilka dni. Godny zanotowania fakt wydarzył się tego czarnego piątku u Żydów białostockich. Korzystając z chwilowej nieuwagi Niemców, otworzył dozorca bóżnicy, Polak nieznanego nazwiska, okienko w tylnej ścianie synagogi, przez które wymknęło się kilkunastu Żydów. Wśród uratowanych znalazł się Pejsach Frajnd, szwagier w/w Lewitańskiej; Frajnd zginął kilka dni później (…).
Rzeź piątkowa wstrząsnęła Żydami Białegostoku. Czekały ich wkrótce jeszcze straszniejsze przeżycia. W czwartek, 3 lipca 1941 r. odbywa się pierwsza łapanka: około 300 Żydów przeważnie z inteligencji znika bez śladu (tzw. „czwartkowi”). W sobotę, 11 lipca powtórna łapanka, tym razem na większą skalę; około 4000 mężczyzn i chłopców zostaje wywiezionych z miasta na samochodach i jak później dowiedziano się, rozstrzelanych na Pietraszy (2 km od Białegostoku), tzw. „sobotni”.(…) Żydzi zmuszeni są nałożyć – znak hańby i 1 sierpnia zostają zamknięci w ghetcie.
Stworzony z rozkazu niemieckiego Judenrat (Rada Żydowska) ma jedno istotne zadanie; dostarczyć Niemcom siły roboczej niemiłosiernie eksploatowanej i pomóc gestapowcom w jawnym rabowaniu majątków żydowskich.
Z powiatów szczucińskiego, grajewskiego, z Tykocina, Wasilkowa i innych pomniejszych miejscowości dochodzą wieści o potwornych mordach dokonywanych na ludności żydowskiej za aprobatą niemiecką przez miejscową czarną reakcję i chuliganerię.
Tak pisał o tych tragicznych wydarzeniach na Białostocczyźnie wiele lat temu Szymon Datner, który o te zbrodnie nie oskarżał wówczas wszystkich sąsiadów Polaków, jak to uczynił obecnie Jan Tomasz Gross. Ten nieżyjący już historyk, będący później przez pewien czas dyrektorem Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, zaraz po wojnie wskazywał wyraźnie z inicjatywy kogo i za czyją aprobatą popełniona została zbrodnia na Żydach, m.in. w Jedwabnem koło Łomży.
![Pomnik na miejscu, gdzie kiedyś była Wielka Synagoga w Białymstoku](http://wprawnymokiemhistoryka.pl/wp-content/uploads/2013/05/pomnik-kopuła.jpg)
Dzisiaj na miejscu spalonej Wielkiej Snagogi w Białymstoku, w której niemieccy naziści dokonali nieco wcześniej bestialskiego, lecz mało znanego mordu, znajduje się pomnik w postaci zniszczonej kopuły synagogi i tablica pamiątkowa, na której widoczny jest napis w trzech językach o następującej treści:
Święty nasz wspaniały przybytek stał się pastwą ognia, 27 czerwca 1941 r.
2 000 Żydów niemieccy mordercy spalili w nim żywcem.
Pomnik ten został ufundowany przez Żydów, pochodzących z Białegostoku oraz władze tego miasta w 1995 r. Nigdy nie obchodzono jednak pod nim tak nagłaśnianych uroczystości jak te, które mają miejsce rokrocznie w Jedwabnem od 2001 r.
Adam Cyra
Oświęcim, dnia 4 maja 2013 r.