Kilka dni temu Józef Jaskółka, radny miasta Oświęcim w latach 1990-1992, za pośrednictwem Marka Księżarczyka, wiceprezesa Oddziału Miejskiego Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem w Oświęcimiu, zawiadomił mnie, że jego ciocia Helena Datoń-Szpak, mieszkająca w Chrzanowie, posiada ciekawe dokumenty i pamiątki, związane z historią KL Auschwitz. Przyjąłem zaproszenie i wyraziłem zgodę na wspólny wyjazd do Chrzanowa, gdzie oczekiwała na nas pani Helena Datoń-Szpak, mająca dzisiaj osiemdziesiąt osiem lat i jej córka Małgorzata Boroń.
Wiedziałem, że Helena Datoń jako młoda dziewczyna, znająca dobrze język niemiecki, pracowała na terenie przyobozowym w kantynie dla esesmanów, mieszczącym się w tzw. „Haus 7”, co ułatwiało jej kontakt z więźniami KL Auschwitz, ponieważ na parterze tego budynku znajdował się sklep i wspomniana kantyna dla esesmanów, natomiast na piętrze mieściły się biura, w których pracowali więźniowie, prowadzący księgowość i rozliczający kartki żywnościowe dla Niemców.
Ponadto do kantyny towar dowozili więźniowie, pracujący w różnych magazynach obozowych, a także przychodzili inni więźniowie, zabierający produkty żywnościowe dla esesmanów. Ten bardzo ruchliwy punkt, jakim był „Haus 7”, stwarzał Helenie Datoń, dwudziestoletniej wówczas dziewczynie, idealne warunki dla działalności w niesieniu pomocy więźniom KL Auschwitz, w czym bardzo pomocne były kontakty nawiązane przez nią wcześniej z konspiracyjną grupą Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) z Brzeszcz, która uczyniła z niej łączniczkę z wolnym światem.
Za pośrednictwem Heleny Datoń były przekazywane grypsy więźniów i potajemne przesyłki do obozu, zawierające m.in. bezcenne lekarstwa, ratujące życie osadzonym w obozie. Kontakty nawiązywane przez nią i pośredniczenie w przekazywaniu różnorodnych przesyłek były ułatwione jeszcze dzięki temu, że codziennie dojeżdżała do pracy z Chrzanowa do Oświęcimia, posiadając tzw. lagrowy Ausweis, podpisany osobiście przez komendanta obozu, Rudolfa Hőssa. Dzięki temu dokumentowi nie wzbudzająca podejrzeń dziewczyna mogła dość swobodnie poruszać się w silnie strzeżonej strefie przyobozowej, co jeszcze bardziej ułatwiało jej pośredniczenie w dostarczanie nielegalnych przesyłek, ukrytych często w bułce, zapalniczce, w etui do okularów, czy w wiecznym piórze.
Niektóre wiadomości przekazywane za jej pośrednictwem z obozu docierały potajemnie do Londynu i informacje o zbrodniach SS były podawane w audycjach londyńskiego radia BBC. Pomagała także w organizacji ucieczek więźniów, a Politische Abteilung, czyli obozowe gestapo, nigdy nie wpadło na trop jej tajnej działalności, którą prowadziła do stycznia 1945 r.
Podczas spotkania w Chrzanowie w dniu 8 września 2010 r., które odbyło się z Heleną Datoń-Szpak i jej córką Małgorzatą Boroń, obydwie panie udostępniły mi cenne pamiątki, które starannie przechowywały przez wiele lat w swoich rodzinnych zbiorach. Wśród nich są kartki okolicznościowe, misternie ozdobione rysunkami, często z pięknie napisanymi dedykacjami, wierszami i autografami, które Helena Datoń otrzymywała od więźniów z okazji swoich imienin, nowego roku, czy innych świąt, a także dwie okupacyjne legitymacje. Udostępnione mi zostały także liczne obozowe listy-grypsy, które pisane były do Heleny Datoń przez więźnia Wilhelma Gawliczka, pochodzącego z Tarnowskich Gór. Te wszystkie niezwykłe pamiątki na prośbę pani Heleny Datoń-Szpak i jej córki przekazałem w obecności ich krewnego pana Józefa Jaskółki do zbiorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.
W mieszkaniu pani Heleny Datoń-Szpak pozostał na ścianie pięknie wykonany przez więźniów jej portret, z którym właścicielka nie chce się rozstać. Zachowała również w swoich zbiorach obozowy portret Wilhelma Gawliczka, który był autorem wspomnianych listów-grypsów pisanych do niej w epoce pieców krematoryjnych.
Helena Datoń-Szpak powiedziała:
Każdy dzień pracy w obozie był dla mnie wielkim przeżyciem, bo już idąc do pracy spotykałam całe kolumny żydowskich kobiet, mężczyzn i dzieci, którzy szli do Birkenau do gazu. Oni nie wiedzieli o tym, ale ja wiedziałam i przechodząc obok nich patrzyłam na przerażone oczy kobiet i mężczyzn (…). Widok ten prześladuje mnie do dzisiejszego dnia.
Adam Cyra
Oświęcim, 26 września 2010 r.