Witold Pilecki (nr 4859) zagrożony dekonspiracją, a także pragnąc jako naoczny świadek przekazać prawdę o KL Auschwitz, zbiegł z obozu w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku. Uciekał wraz z Janem Redzejem (nr 5430) i Edwardem Ciesielskim (nr 12969).
Ucieczka z piekarni na Niwie
Realizacja niezwykle odważnego przedsięwzięcia była możliwa dzięki pomocy kolegów z organizacji obozowej. W tym czasie Witold Pilecki pracował w paczkarni obozowej, Edward Ciesielski w szpitalu więziennym, a Jan Redzej w magazynie żywnościowym przy kuchni obozowej. Wykorzystując swoje różnorodne kontakty konspiracyjne, Pilecki umożliwił dwom pozostałym śmiałkom dostanie się do komanda zatrudnionego na nocnej zmianie w piekarni w Oświęcimiu na Niwie, poza terenem KL Auschwitz. Pierwszy otrzymał w niej pracę Jan Redzej, który wcześniej poinformował Pileckiego i Ciesielskiego, że więźniowie z tego komanda są zamykani na noc w piekarni wraz z dwoma nadzorującymi ich esesmanami. On również zauważył, że są tam duże żelazne drzwi, przez które można wydostać się na wolność. W piekarni pracowało kilku cywilnych piekarzy i kilku więźniów.
Według dalszych informacji Redzeja do odkręcenia nakrętki z metalowego uchwytu, przy pomocy którego była przymocowana żelazna sztaba uniemożliwiająca otwarcie wspomnianych drzwi wejściowych do piekarni, konieczne było dorobienie klucza. Odcisk nakrętki sporządził w chlebie Jan Redzej i przekazał go znajomemu ślusarzowi, który mając jej wzór i rozmiar wykonał wkrótce potrzebny klucz. Został on ukryty przez Redzeja w magazynie węglowym na terenie piekarni.
W komandzie piekarzy można było pracować tylko za zgodą obozowego gestapo. Taka zgoda była każdorazowo wymagana w wypadku więźniów pracujących na zewnątrz KL Auschwitz. Odpowiednie skierowanie podpisał i wydał wówczas zgodę na pracę poza obozem Arbeitsdienstführer Franz Hössler. Takie skierowania zdobył Marian Toliński (nr 49). Wprawdzie były one wystawione na innych więźniów i do innych oddziałów pracy, lecz Ciesielski wywabił niepotrzebne dane i sporządził zgodne z potrzebami adnotacje dla siebie i Pileckiego.
Zamierzano uciekać w ostatniej dekadzie kwietnia 1943 roku. Wiadomym było bowiem, że w okresie przypadających wówczas Świąt Wielkanocnych znaczna część obozowej załogi SS będzie przebywać na urlopach. Aby nie wzbudzać podejrzeń i zapobiec represjom wobec kolegów, Pilecki nie zdecydował się na bezpośrednie przeniesienie z paczkarni do piekarni. W związku z tym dr Rudolf Diem (10022), wtajemniczony przez Mariana Tolińskiego w plan ucieczki, przyjął Pileckiego do bloku szpitalnego nr 20 z podejrzeniem zachorowania na dur wysypkowy. Rzekomego chorego umieszczono w izbie, gdzie pielęgniarzem był Janusz Młynarski (nr 355). Równocześnie Ciesielski poprosił dr. Władysława Fejkla (nr 5647), aby w drugi dzień świąt nowo przybyły był wypisany już ze szpitala jako zdrowy. Ten początkowo nie zgodził się tłumacząc, że chorych nie wolno zwalniać w niedziele i święta, ponieważ nie pracuje wtedy Arbeitseinsatz, czyli obozowe biuro przydziału pracy. Wówczas Ciesielski poprosił o interwencję ppłk. Juliusza Gilewicza (nr 31033), który dopiero namówił dr. Fejkla, aby odnotował w karcie chorobowej Pileckiego, że jest on zdolny do pracy. Następnie wykorzystano podrobione skierowania do komanda piekarzy z podpisem Hösslera, który wyjechał w tym czasie na kilka dni urlopu. W świąteczny poniedziałek, 26 kwietnia, Ciesielski i Pilecki zostali przeniesieni do bloku nr 15, gdzie mieszkali piekarze. Ostatecznie termin ucieczki ustalono na noc z 26 na 27 kwietnia 1943 roku. Więźniowie pracowali w obozowej piekarni na dwie zmiany. Stąd też należało nie tylko być skierowanym do komanda piekarzy, ale trafić także do grupy zatrudnionej na nocnej zmianie.
Niespodziewanie wynikła nowa trudność, bowiem kapo piekarni nagle zdecydował, że Pilecki będzie pracował w nocy, a Ciesielski pójdzie na dzienną zmianę w dniu następnym. Pomogło dopiero wstawiennictwo Jana Redzeja:
Wreszcie wszyscy byli „zrobieni” mową Redzeja, konfiturami, cukrem, jabłkami – z paczek ode mnie, no i wiele dopomógł wesoły nastrój drugiego dnia świąt. Godzina 18:30. Od bramy esesman woła: „Bäckerei…”. (…) Jesteśmy za bramą. Ileż razy ją przekraczałem myśląc: „Kiedy już nie będę potrzebował do niej powrócić”. Dziś wychodzę z myślą, że powrócić w żadnym wypadku nie mogę.
Pilecki i Ciesielski byli ubrani w cywilną odzież, na którą nałożyli obozowe pasiaki, natomiast Redzej tylko w cywilne ubranie z czerwonymi pasami na marynarce i spodniach. Dwóch więźniów i dwóch esesmanów poszło do małej piekarni, w której wypiekano chleb dla załogi SS, natomiast sześciu więźniów, w tym Pilecki z kolegami, udało się pod strażą dwóch esesmanów do dużej piekarni. Była ona położona około dwa kilometry od obozu i z kolei wypiekała chleb dla więźniów KL Auschwitz. Wkrótce miał się rozpocząć najbardziej dramatyczny moment związany z bezpośrednią realizacją tak drobiazgowo zaplanowanej i przygotowanej ucieczki.
Z piekarni wyprowadzono ranną zmianę, a nowej kazano wejść do środka. Następnie zatrzaśnięto ciężkie drzwi i z zewnątrz dał się słyszeć jeszcze zgrzyt zakładanej na drzwi sztaby oraz szczęk klucza w kłódce. W budynku piekarni więźniowie zostali zamknięci z dwoma pilnującymi ich esesmanami. Bezzwłocznie musieli przystąpić do pracy, wyznaczonej im przez zatrudnionych w piekarni cywilnych robotników. Byli to mieszkańcy Oświęcimia: Józef Ryszko, Józef Barczak i Michał Jarecki.
Już po paru minutach Ciesielski i Pilecki mieli możliwość przekonać się, jak ciężka i mordercza jest to praca. W ciągu kilku mijających szybko godzin nocnych przeżyli wiele emocji. Dopiero kiedy nastąpiło kolejne rozpalenie pieców i krótka chwila przerwy w pracy, przystąpili do realizacji planu ucieczki. Przebywali wówczas w drewutni pod pozorem przygotowania opału. Ciesielski i Pilecki byli zajęci pracą, a Redzej wyciągnął schowany tam uprzednio dorobiony klucz i przystąpił do otwierania drzwi. Następne ogniwo planu – przecięcie dzwonka alarmowego – także pomyślnie zostało zrealizowane. Teraz liczyły się już sekundy.
Dzięki sprzyjającym okolicznościom – jeden z nadzorujących esesmanów zajęty był pisaniem listu, a drugi jedzeniem – wszyscy trzej podeszli do żelaznych drzwi, napierając na nie z całych sił. Przy kolejnym naciśnięciu wreszcie ustąpiły. Byli wolni. Błyskawicznie zrealizowali ostatni szczegół planu, czyli zamknięcie drzwi i zabarykadowanie ich od wewnątrz.
Kazimierz Piechowski uciekł prawie rok wcześniej
Kazimierz Piechowski, numer obozowy 913, dokładnie po dwóch latach pobytu za drutami KL Auschwitz, 20 czerwca 1942 r. uciekł wraz z trzema innymi więźniami wykradzionym autem esesmańskim, z wykradzioną bronią i w wykradzionych mundurach SS.
Razem z nim uciekł Stanisław Jaster (nr 6438), liczący wówczas zaledwie dwadzieścia dwa lata, który był kurierem rotmistrza Pileckiego i przekazał jego ustny raport Komendzie Głównej Armii Krajowej w Warszawie.
Niestety Jaster najprawdopodobniej został zlikwidowany przez kontrwywiad Armii Krajowej jesienią 1943 r. Popełniono w ten sposób tragiczną pomyłkę, skazując na śmierć, pod zarzutem współpracy z gestapo, za wiedzą którego rzekomo miała być ta ucieczka przygotowana, bohaterskiego więźnia KL Auschwitz.
Kazimierz Piechowski zmarł 15 grudnia 2017 roku. Miał 98 lat.
Pierwsze dni na wolności
Te pierwsze chwile wolności rotmistrza Pileckiego – kontynuującego ucieczkę na wschód poprzez Sołę, a potem Wisłę – tak zapamiętał uciekający wraz z nim Edward Ciesielski:
Zapadliśmy w czerń nocy. Padał deszcz. (…) Przez pewien czas szliśmy brzegiem Wisły, który prowadził nas w kierunku wschodnim. Trwało to około godziny. (…) Szliśmy dalej już po to, aby znaleźć jakąś łódź. Rzeczywiście po kilkudziesięciu minutach marszu ujrzeliśmy ją. Kołysała się na wodzie.
Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności przeprawili się szybko na drugi brzeg Wisły. Było już zupełnie jasno, kiedy znaleźli się po drugiej stronie tej rzeki. W pobliżu był las, w którym ukryci spędzili cały dzień. Wieczorem podjęli dalszą wędrówkę na wschód. Szczęśliwie przekroczyli granicę Rzeszy i przeszli na teren Generalnego Gubernatorstwa, w czym bardzo im pomógł ksiądz proboszcz z Alwerni.
Uciekinierzy po drodze spotkali wielu życzliwych ludzi, ale też czyhały na nich liczne niebezpieczeństwa. Najgroźniejsze zdarzenie zbiegowie przeżyli w Puszczy Niepołomickiej, gdzie niespodziewanie natknęli się na uzbrojonych Niemców. Było to 1 maja 1943 r. Pilecki został wówczas postrzelony w ramię, lecz podobnie jak i dwaj pozostali uciekinierzy zdołał szczęśliwie ujść pogoni.
30 kwietnia 2016 roku ułani przejechali szlakiem ucieczki rtm. Witolda Pileckiego
Pobyt w Bochni
Zbiegowie zmierzali do Bochni, a obranie tego kierunku ucieczki wiązało się z wcześniejszymi do niej przygotowaniami. Otóż pierwotnie Pilecki planował ucieczkę wraz z Edmundem Zabawskim (nr 19547) i Redzejem. W związku z powyższym Zabawski wysłał z obozu list do żony i swojej rodziny w Bochni, w którym napisał:
Cieszę się, że w niedługim czasie przyjdzie do was Elżunia z dwoma koleżankami, będzie wam wesoło.
Imię Elżunia oznaczało Zabawskiego, a koleżanki – to Pilecki i Redzej. Po kilkunastu dniach Zabawski otrzymał odpowiedź, że nie może uciekać, ponieważ na całą rodzinę mogą spaść represje, natomiast dwaj uciekinierzy będą mile widziani oraz znajdą pomoc i opiekę w Bochni. Odpowiedź ta spowodowała, że Zabawski zrezygnował z zamiaru ucieczki, a Pilecki na jego miejsce namówił do udziału w niej Ciesielskiego.
Wkrótce trzej uciekinierzy dotarli do Bochni, gdzie spotkali się z gościnnym przyjęciem w domu Oborów, bowiem u żony Zabawskiego i jej rodziców wyznaczyli sobie już uprzednio miejsce spotkania. Zabawski był zięciem Oborów. Pierwszy przybył Redzej, a w dniu następnym, 2 maja 1943 roku, pozostali dwaj uciekinierzy, którzy po wspomnianym zdarzeniu w Puszczy Niepołomickiej chwilowo utracili z nim kontakt.
Za ich ucieczkę władze obozowe nie zastosowały odwetu na więźniach. Jedynie przez Rapportführera został spoliczkowany kryminalista niemiecki, który był blokowym w bloku nr 15, gdzie mieszkało komando piekarzy. Ponadto w areszcie osadzono dwóch esesmanów, którzy nadzorowali więźniów podczas pracy w piekarni, kiedy nastąpiła ucieczka.
O jej szczęśliwym zakończeniu Pilecki wkrótce poinformował Zabawskiego, pisząc list z Bochni, którego nadawcą rzekomo miała być Helena Zabawska, żona adresata. W jego zakończeniu napisał:
Hela się bardzo ucieszyła trzema koleżankami, które przyjechały ją odwiedzić. Są zdrowe i zadowolone. Podróż miały dobrą. Dużo powiedziały nam o Elżuni.
Ten list był kilkakrotnie czytany przez obozowych konspiratorów: ppłk. Juliusza Gilewicza, ppłk. Teofila Dziamę (nr 13578), mjr. Bończę-Bohdanowskiego i kpt. Stanisława Kazubę, którzy mieli nadzieję, że uciekinierzy sprowadzą zbrojną pomoc z zewnątrz i nastąpi rozbicie obozowej załogi SS. Pilecki natychmiast po przybyciu do Bochni poprosił o kontakt z dowództwem miejscowej placówki AK . W dniu 3 maja 1943 roku znajomy Oborów, Leon Wandasiewicz, zaprowadził go do Nowego Wiśnicza i umożliwił mu spotkanie z zastępcą dowódcy tej placówki. W czasie drogi Pilecki niespodziewanie dowiedział się od niego, że zastępcą tym jest Tomasz Serafiński i wówczas uzmysłowił sobie, że jest to człowiek, pod którego nazwiskiem przebywał w Oświęcimiu (Pilecki był zarejestrowany w KL Auschwitz pod nazwiskiem Tomasz Serafiński).
Spotkanie i pobyt na „Koryznówce”
Spotkanie z prawdziwym Tomaszem Serafińskim, który posługiwał się pseudonimem „Lisola”, stanowiło dla Pileckiego wielkie przeżycie. Serafińscy mieszkali w tzw. „Koryznówce”, będącej kiedyś letnią posiadłością Leonarda Serafińskiego, szwagra znanego malarza Jana Matejki. W domu tym Pilecki znalazł bezpieczne schronienie, ukrywając się przez ponad trzy i pół miesiąca. Z kwaterą dla pozostałych dwóch uciekinierów były kłopoty. W rezultacie Redzej zamieszkał u kolegi szkolnego Serafińskiego w pobliskiej miejscowości, później przez kilka dni przebywał również w „Koryznówce”. Ciesielski z kolei dłuższy czas ukrywał się u Oborów, lecz potem przeniósł się także do Wiśnicza.
Dowódca placówki AK w Wiśniczu Zygmunt Szydek ps. „Wiatr”, kiedy Serafiński – „Lisola” zameldował mu o pobycie trzech zbiegów z KL Auschwitz, nie uwierzył w wiarygodność tej niezwykłej ucieczki, posądzając jej uczestników o współpracę z gestapo. Podobnie zachował się jego zwierzchnik z Obwodu AK , używający pseudonimu „Topola” i Komenda Okręgu AK w Krakowie.
Planowanie zbrojnej akcji na Oświęcim
Nie pomogły wyjaśnienia, że uciekinierzy proszą o pomoc, planując akcję zbrojną w celu uwolnienia więźniów KL Auschwitz, a także opracowali szczegółowe raporty o zbrodniach popełnionych w tym obozie. Na rozkaz dowódcy Okręgu AK w Krakowie polecono „Lisoli” zerwać wszelkie kontakty konspiracyjne ze zbiegami, a ich samych skierować do Rady Głównej Opiekuńczej lub Polskiego Czerwonego Krzyża.
Pilecki przebywając w Nowym Wiśniczu skontaktował się z Komendą Główną AK w Warszawie, która oddelegowała do tej miejscowości swojego wysłannika. Był nim uciekinier z KL Auschwitz, Stefan Bielecki (nr 12692), znany już wcześniej Pileckiemu z pobytu w obozie oświęcimskim. Przywiózł on z Warszawy w dniu 1 czerwca 1943 roku podrobione dokumenty i pieniądze. Namawiał Witolda Pileckiego, aby udał się wraz z nim do Warszawy. Ten jednak odmówił, planując na tym terenie zorganizowanie akcji mającej na celu uwolnienie więźniów KL Auschwitz.
Pilecki zwrócił się do szefa dywersji i uzbrojenia Obwodu AK w Bochni, Andrzeja Możdżenia ps. „Sybirak”, aby na miejscu utworzyć ochotniczy oddział, który podjąłby się niezwykle ryzykownej próby uderzenia na obozową załogę SS i uwolnił więźniów Oświęcimia. Wobec negatywnego stanowiska w tej sprawie Komendy Okręgu AK w Krakowie propozycja ta jako mało realna nie została zaakceptowana.
Andrzej Możdżeń po wojnie oświadczył:
W lipcu 1943 r. w domu Tomasza Serafińskiego w Nowym Wiśniczu miałem rozmowę bez świadków z „Witoldem” zbiegłym z Oświęcimia. Wymieniony „Witold” zwrócił się do mnie z pytaniem, czy może liczyć na pomoc w formie zorganizowania ochotniczego oddziału w sile stu pięćdziesięciu ludzi, celem podjęcia akcji odbicia więźniów Oświęcimia. Oddział ten miał być uzupełnieniem akcji zorganizowanej przez niego na terenie Kielecczyzny. Przyrzekłem wówczas przygotować taki od-dział i opracowałem plan marszu do Oświęcimia. (…) Późną jesienią 1943 r. zostałem powiadomiony, że plan nie dojdzie do skutku.
O tych zamierzeniach Pilecki zbyt optymistycznie powiadomił kolegów z konspiracji obozowej, ukrywając w paczce, którą Helena Zabawska wysłała z Bochni dla swego męża w obozie, pisemną informację:
Możemy przyjechać trzema samochodami i rozbić obóz – dajcie znać.
Po otrzymaniu tej wiadomości wtajemniczeni więźniowie spotkali się z mjr. Bończą-Bohdanowskim (nr 30959), podejmując decyzję, aby takiej akcji nie rozpoczynać. Nie było bowiem możliwości, nawet gdyby obóz opanowano, ukrycia kilkudziesięciu tysięcy więźniów i zapewnienia im bezpieczeństwa. Zabawski został zobowiązany do wysłania Pileckiemu na adres swojej żony odpowiedzi odmownej. Jeden list pisany po polsku wysłał potajemnie dzięki Kazimierzowi Nadybałowi (nr 20024), który miał kontakty z pewnym maszynistą kolejowym. Ponadto Zabawski napisał oficjalny list do domu, w którym informował, żeby:
koleżanki Elżuni nigdzie samochodami nie jeździły i zostały do pracy w domu.
Z Bochni nadeszła odpowiedź, ukryta przez Helenę Zabawską tym razem w małej paczuszce, że zapowiedziana akcja na razie nie nastąpi, a uciekinierzy wyjeżdżają do Warszawy.
Warto zaznaczyć, że Pilecki i dwaj jego koledzy brali aktywny udział w pracy konspiracyjnej oraz akcjach dywersyjnych podejmowanych przez placówkę AK w Nowym Wiśniczu, o czym tak napisał Ciesielski:
Zorganizowaliśmy akcję sabotażową na mleczarnie w Rzezawie i Królówce, następnie akcję na magazyn z bronią. (…) Mimo tych zajęć, wynikających ze służby w miejscowej organizacji AK, cała nasza trójka pilnie pracowała nad szczegółowymi raportami o obozie oświęcimskim. Raporty te zostały przesłane do Warszawy. Tu przetłumaczono je na język: niemiecki, angielski i francuski. Miały być potem przekazane za granicę, aby powiadomić i zaalarmować opinię publiczną świata o zbrodniach hitlerowskich dokonywanych w Oświęcimiu.
Wyjazd do Warszawy
Negatywny stosunek Komendy Okręgowej AK w Krakowie do działań mających na celu zorganizowanie oddziału, który uderzyłby na załogę SS w KL Auschwitz i przyniósł wolność więźniom spowodował, że Pilecki, który wówczas posługiwał się pseudonimem „Romek”, zdecydował się na wyjazd do Warszawy. Do okupowanej stolicy dotarł 23 sierpnia 1943 roku.
W Nowym Wiśniczu pozostawił raport, który napisał na temat konspiracji wojskowej w KL Auschwitz zaraz po ucieczce z tego obozu, w czerwcu 1943 roku. Raport ten został ukryty w ziemi i odkopano go dopiero po wojnie. Ponadto z okresu pobytu Pileckiego w Nowym Wiśniczu zachował się jego olejny portret, namalowany przez miejscowego malarza Jana Stasiniewicza. Pilecki obdarzony uzdolnieniami artystycznymi wykonał w tym czasie także rysunek węglem kościoła w Starym Wiśniczu i kolorowymi kredkami rysunek ułana na koniu. W domu Serafińskich na „Koryznówce” pozostała po nim również zapalniczka, którą jako jedyną pamiątkę zabrał ze sobą, uciekając z obozu oświęcimskiego.
Zobacz: Szlak ucieczki Rotmistrza Witolda Pileckiego z Auschwitz
Adam Cyra
Oświęcim, dnia 21 kwietnia 2016 r.