Major Stanisław Milczyński ps. „Gryf“ w Powstaniu Warszawskim dowodził Kompanią „Krawiec“. Kilkukrotnie ranny, został odznaczony Orderem Virtuti Militari. Po wojnie wyjechał do Kanady i zamieszkał w Toronto.
W dniu 3 października 1943 r. patrol likwidacyjny AK zastrzelił na szosie niedaleko Nowej Iwicznej volksdeutscha Wilhelma Westricha (Westrycha), przedsiębiorcę budowlanego, zwolnionego z obozu Auschwitz w 1942 r.
Akcję przeprowadzono, gdy Westrich wracał z innymi Niemcami, mieszkającymi w Pyrach koło Warszawy, z uroczystości partyjnych. Zabitemu, który miał 49 lat, zabrano pistolet.
Dowódcą akcji był por. Stanisław Milczyński ps „Gryf”, urodzony 4 kwietnia 1918 r. Grób Wilhelma Westricha według wszelkiego prawdopodobieństwa znajduje się na Cmentarzu Ewangwlicko-Augsburskim w Warszawie.
Wilhelm Westrich urodził 9 kwietnia 1894 roku. Z pochodzenia był Niemcem i podoficerem rezerwy WP. Przed wojną mieszkał w Pyrach koło Warszawy, gdzie był przedsiębiorcą budowlanym. Podczas okupacji hitlerowskiej aresztowano go i w pierwszym transporcie warszawskim został przywieziony do KL Auschwitz 15 sierpnia 1940 roku.
Jako dobry fachowiec, znający ponadto język niemiecki, został voraibeiterem, czyli przodownikiem pracy w obozowej stolarni. O pracy pod jej dachem w suchych i ciepłych pomieszczeniach marzyło wielu więźniów. Jednym z nich był rtm. Witold Pilecki, twórca konspiracji wojskowej w oświęcimskim obozie, który wykonując różne ciężkie prace pod gołym niebem narażony był na śmierć z powodu postępującego wycieńczenia i potwornych warunków atmosferycznych, jakie miały miejsce jesienią 1940 roku. Postanowił szukać lepszej pracy, o czym tak napisał w swoim powojennym raporcie:
„W obozie były dwie stolarnie. Jedna, wielka, za ogrodzeniem KL Auschwitz na „Industriehof I” i druga – mała, w samym obozie, mieszcząca się w bloku nr 9 (stara numeracja). Do tej mniejszej stolarni, gdzie voraibeiterem był Wilhelm Westrych, którego numer obozowy do dzisiaj jest nieznany, postanowił dostać się rtm. Witold Pilecki. W swoim powojennym raporcie na ten temat tego voraibeitere napisał: „Był nim volksdeutsch – Westrych Wilhelm – pochodzący z Pyr pod Warszawą. Siedział tu za handel walutą i czekał na rychłe zwolnienie. Westrych, jakkolwiek volksdeutsch, jednak na dwóch stołkach siedzący. Pracując dla Niemców, czasami ratował Polaków, jeśli czuł, że może to mieć dla niego jakąś korzyść w przyszłości. Chętnie ratował jakieś byłe znakomitości, by później, jeśli Niemcy przegrają – dla wybielenia tych lat pracy – powołać się na uratowane przez siebie osoby. Należało więc stać się jakąś byłą znakomitością. Zdecydowałem się pójść „na całego”.
Podczas rozmowy powiedziałem mu krótko, że to nic dziwnego, że mnie nie pamięta, bo któż by mógł słyszeć o Tomaszu… Tu wymieniłem moje nazwisko „lagrowe”. „Otóż, panie, jasne: siedzę tu pod fałszywym nazwiskiem” (Serafiński – dop. AC). Już Parki wzięły nić żywota mego w swe nożyce – pomyślałem za Sienkiewiczem. Ryzykowałem życiem. Wystarczyło, żeby vorarbeiter zameldował lub zwierzył się komuś ze zgrai esesmanów czy kapów, w której się obracał, że jest tu ktoś pod fałszywym nazwiskiem, a byłbym skończony. Jak czarowałem w dalszej rozmowie z Westrychem, tego tu pisać nie będę.
Udało mi się. Zwracał się do mnie przez „pan”, co w ustach vorarbeitera zwracającego się do szarego więźnia nie miało posmaku obraźliwego, a przeciwnie. Orzekł, że twarz moją musiał gdzieś widzieć… bodaj na jakichś ilustracjach z przyjęć na Zamku Warszawskim i – co najważniejsze – powiedział, iż zawsze ratuje porządnych Polaków, bo właściwie sam się nim czuje, i żebym przyszedł nazajutrz do stolarni (małej), bo on już to z kapem załatwi. Do stolarni na pewno będę przyjęty i przypuszcza, że będę mu wdzięczny w przyszłości… Rozmowa miała miejsce wieczorem 7 grudnia 1940 r. Nazajutrz, 8 grudnia, po apelu znalazłem się w stolarni. Dotychczas, gdy pracowałem na polu, chodziłem bez czapki i skarpetek. Tutaj, pod dachem, w cieple, o ironio, dostałem od Westrycha 8 grudnia skarpetki, a w tydzień po tym – czapkę. W stolarni przedstawił mnie kapowi jako dobrego stolarza (marnych w ogóle nie brano), którego trzeba przyjąć jednak na próbę. Kapo przyjrzał mi się i kiwnął głową na znak zgody.
Dzień pracy zszedł mi w zupełnie innych warunkach. Było ciepło, sucho, praca czysta. Karą tu było nie bicie, lecz sam fakt usunięcia z takiego miejsca – wyrzucenie ze stolarni znowu w koszmar lagru. Żeby jednak tu pracować, trzeba było coś umieć. Zdolności mi w życiu nie brakowało – lecz trudno – na stolarce nie znałem się wcale”.
Witold Pilecki postawił wszystko na jedną kartę, mówiąc otwarcie Wilhelmowi Westrichowi, że nie jest z zawodu stolarzem, natomiast jest powiązany z polskim podziemiem i potrzebuje jego pomocy. Wilhelm Westrich zaopiekował się Pileckim, dając mu w stolarni proste prace do wykonania. Parę miesięcy opieki Westricha było wystarczającym okresem czasu, aby Pilecki nauczył się zawodu stolarza, chroniącego go od najcięższych prac w obozie i śmierci. Potem przeszedł wiele niezwykłych okoliczności, które doprowadziły do jego sukcesu w obozowej walce podziemnej i przeżycia KL Auschwitz. Możliwe, że Westrich pomagając Pileckiemu asekurował się przewidując, że po przegranej przez hitlerowców wojnie, kiedyś w przyszłości ten będzie mógł poświadczyć o jego uczciwości w stosunku do więźniów. Nigdy motywów postępowania Westricha nie da się w pełni wyjaśnić, tym bardziej, że później został zwolniony z obozu.
Po swojej ucieczce z KL Auschwitz wiosną 1943 roku, już w roku następnym, rotmistrz Pilecki pracując konspiracyjnie w Kierownictwie Dywersji (Kedywie) KG AK, miał wgląd do dokumentacji osób, na których za kolaborację z Niemcami wykonano wyroki śmierci, o czym tak w powojennym raporcie napisał:
„Widziałem na liście do wykończenia w Kedywie nazwisko Wilhelma Westricha, który mnie kiedyś ratował w Oświęcimiu. Wiedziałem, że jest to drań, lecz nawet jeśli bym chciał w tej sprawie coś zmienić, było za późno, gdyż koło nazwiska była natatka: wykonane dnia …”.
Kilka lat temu napisał do mnie Krzysztof Mineyko z Kanady, przedstawiając w przesłanym mi tekście szczegółowy opis dalszych losów Wilhelma Wetsricha po zwolnieniu go z KL Auschwitz. Opis ten oparł na wspomnieniach Stanisława Milczyńskiego, zatytułowanych „Dziennik porucznika Gryfa 1939-1945″, które zostały opublikowane w Toronto w 2005 r.:
„Stanisław Milczyński odznaczył się niezwykłymi zdolnościami konspiracyjnymi, dużą inicjatywą i ogromną konsekwencją w zwalczaniu bandytyzmu i likwidowaniu niebezpiecznych funkcjonariuszy administracji okupacyjnej, zwłaszcza gestapo. Działał w tzw. Rejonie V Obwodu VII, czyli na terenie powiatu warszawskiego, gdzie znajdowały się Pyry. Polecam do przeczytania jego pamiętnika każdemu, kto interesuje się okupacją Polski podczas II wojny światowej. Między innymi Milczyński opisał ze szczegółami egzekucję szefa gestapo w Pyrach, Wilhelma Westricha.
Okazuje się, że Westrich po zwolnieniu z Oświęcimia został funkcjonariuszem gestapo, wyznaczonym na rezydenta w Pyrach. Tam stał się bardzo efektywnym administratorem władzy okupacyjnej. Jako szef gestapo przygotowywał listy ludzi wysyłanych do pracy w Rzeszy. Organizował wiele aresztowań i zwalczał ruch oporu. Stawał się coraz bardziej niebezpieczny dla okolicznej ludności. Zorganizował organizację Hitlerjugend dla młodzieży z rodzin volksdojczów. Jednym słowem, stał się faszystowskim działaczem w pełni popierającym Niemcy hitlerowskie. Gdy Westrich zaaresztował paru młodych partyzantów AK, którzy po wykonanej akcji w Warszawie cudem uciekli do Pyr pociągiem i którzy akurat natknęli się na patrol niemiecki na stacji kolejowej z Westrichem na czele, nie zawahał się wywieźć ich do lasu i rozstrzelać bez żadnego sądu. Tym razem miarka się przelała. AK wydało wyrok na Westricha: egzekucja.
Stanisław Milczyński podjął się zorganizowania zamachu na Westricha. Wilhelm Westrich miał trzy córki. Dwie z nich, pomimo młodego wieku, wstąpiły do AK. Ojciec nic o tym prawdopodobnie nie wiedział. Może w czasach przedwojennych, gdy uczestniczyły w zbiórkach harcerskich, obudził się w nich polski patriotyzm, pomimo pochodzenia niemieckiego. Może jako młode osoby doszły do wniosku, że moralna racja nie jest po stronie niemieckiego okupanta, a po stronie podbitego narodu. Tutaj podobnie, jak to było z ich ojcem w Oświęcimiu, trudno jest uzyskać pełne zrozumienie motywów córek Westrycha, szefa gestapo. W każdym razie były one bardzo aktywne w pracy konspiracyjnej, nigdy nie podpisując listy volksdojczów. Dostarczały wiele informacji do AK, które były w stanie uzyskać z dokumentów ojca. Tego typu działalność była niezwykle pomocna, właśnie AK opierało na wywiadzie wiele swoich sukcesów. Stanisław Milczyński postanowił się upewnić, że nie będzie pomyłki co do zidentyfikowania Westricha. Musiał być pewien, że rozstrzeliwuje właściwą osobę. Tak się złożyło, że jedna z córek Westricha była narzeczoną jednego z żołnierzy AK. Milczyński zaplanował z nim i córką wizytę ojca u rodziców narzeczonego. Zapewne Westrich domyślał się, że córka jest związana emocjonalnie z partyzantem. W końcu był szefem gestapo i dobrze się orientował co działo się w jego rejonie. Ale widocznie kochał swoje córki.
Dał się wyprowadzić w pole i poszedł na wizytę córki do przyszłych potencjalnych teściów. Tam Stanisław Milczyński został przedstawiony Westrichowi jako korepetytor matematyki. Milczyński dobrze się przyjrzał szefowi gestapo.
W krótkim czasie po tej wizycie była uroczystość dwuletniej rocznicy założenia organizacji Hitlerjugend. Wiązała się z nią wycieczka rowerowa młodzieży hitlerowskiej za miasto. Milczyński postanowił to wydarzenie wykorzystać. Dokładnie zaplanował zamach. Gdy młodzi rowerzyści zbliżali się do zasadzki na czele z Westrychem, Stanisław Milczyński wyskoczył na drogę, a inny partyzant zrzucił szefa gestapo z roweru. Westrych zrozumiał co się dzieje i rozpoznał gościa z przyjęcia córki u narzeczonego. Był zdumiony. Kilka wystrzałów z pistoletu zakończyło jego karierę hitlerowską w Pyrach w 1943 roku. Obecni uzbrojeni Niemcy nie wydali nawet jednego strzału w obronie szefa gestapo. Prawdopodobnie obawiali się o życie obecnej na drodze młodzieży niemieckiej.
Jednym słowem akcja świetnie się udała, i partyzanci nie ponieśli żadnych strat. AK zaopiekowało się córkami Westricha. Przeniosły się one do Warszawy. Miały tam pracę i utrzymanie. Bardzo dzielnie uczestniczyły w Powstaniu Warszawskim jako sanitariuszki. Potem zostały wywiezione do obozu w Niemczech, przeżyły wojnę. Stanisław Milczyński zamieścił zdjęcie na ostatnich stronach swego pamiętnika przedstawiające siebie i córki Westricha zrobione zaraz po wyzwoleniu w 1945 roku. Stoją tam uśmiechnięci, dwie córki Westricha, które pomogły doprowadzić do egzekucji własnego ojca, szefa gestapo, Wilhelma Westricha, Stanisław Milczyński, który wykonał egzekucję na Westrichu, i paru innych osóbach.
Nie wiem, co Ci ludzi czuli, gdy przyszło wyzwolenie. Na pewno, ich decyzje były moralnie słuszne. Ale myślę, że wojna ich nigdy nie opuściła. Zapewne córki Westricha nigdy nie były w stanie zapomnieć swego ojca, który zdecydowanie nie był kiedyś złym człowiekiem, choć w końcu tak zbłądził. Jak wielkie poczucie winy musiało im towarzyszyć, bo przecież ojciec zawsze będzie ojcem bez względu na swoje decyzje. A jednocześnie one wybrały słuszną drogę wstępując do AK i walcząc z okupantem, nawet jeśli okupantem byli ludzie reprezentujący ich przodków. Sanisław Milczyński pisze, że córki Westricha dożyły starości w Polsce”.
Krzysztof Mineyko przesłany mi tekst zakończył słowami:
„Jestem pewien, że nikt nigdy nie słyszał o ich bohaterstwie, ale wydaje mi się że tego typu decyzje są również ogromnym bohaterstwem”.
Major Stanisław Milczyński ps. „Gryf“, wykonawca wyroku śmierci na Wilhelmie Westrichu, zmarł w Kanadzie 26 stycznia 2016 r., miał 97 lat.
Zobacz: Likwidacja Wilhelma Westricha
Wywiad ze Stanisławem Milczyńskim sprzed kilku lat
Nekrolog śp. Stanisława Milczyńskiego
Adam Cyra
Oświęcim, dnia 9 marca 2016 r.