Pod Ścianą Straceń na dziedzińcu bloku nr 11 rozstrzelano kilka tysięcy więźniów, głownie Polaków. Czasami zdarzały się jednak pomyłki i zamierzano rozstrzelać innego więźnia niż ten, którego nazwisko było umieszczone na liście skazańców.
W dniu 28 października 1942 roku szczęśliwie ocalał wyznaczony pomyłkowo na rozstrzelanie Wacław Maliszewski (nr 59195): Zostaliśmy doprowadzeni do bloku nr 11, gdzie na dziedzińcu tego bloku polecono nam się rozebrać i każdemu wypisano na piersi jego obozowy numer. Po zakończeniu tych czynności wprowadzono nas do pomieszczeń znajdujących się na parterze wspomnianego bloku. (…) Palitzsch zaczął odczytywać z listy numery więźniów. Każdy z wyczytanych musiał potwierdzić swoją obecność. Na zakończenie zwrócił się do nas z zapytaniem, czy jest taki więzień, którego numeru nie wyczytał. Ponieważ nie słyszałem, aby odczytał mój numer, zgłosiłem się do niego. Palitzsch jeszcze raz przeglądnął spis, popatrzył się na mój numer, jaki miałem wypisany na piersi i wreszcie zapytał o nazwisko i imię. Otrzymawszy odpowiedź, wyszedł z bloku. Po jakimś czasie jeden z funkcyjnych wywołał mój numer, a kiedy podszedłem do niego, polecił mi natychmiast odszukać swój pasiak ze stosu ubrań. (…) Wieczorem dowiedziałem się, że na moje miejsce wezwany został mój brat stryjeczny, Romuald Maliszewski (nr 50955)”.
Takie przeżycie spotkało również Bogdana Glińskiego (nr 11958), który przez cztery miesiące przebywał w bunkrach bloku nr 11 i zapamiętał kilka „wybiórek”, podczas których esesmani chodzili od celi do celi, wywołując z przygotowanej wcześniej listy skazańców, którzy mieli być rozstrzelani.
Podczas jednej z tych wybiórek, przed Bożym Narodzeniem 1942 roku, otwarły się drzwi celi nr 20, w której Gliński pełnił funkcję starszego celi i zobowiązany był zameldować w niej stan więźniów, gdy to zrobił, usłyszał jak kierownik obozu Hans Aumeier wrzasnął: Gliński raus (…) i kopniakiem przyspieszył jego wyjście na korytarz. Gliński postanowił walczyć o swoje życie i nie poddawać się. Pomogła mu w tym dobra znajomość niemieckiego.
Zwróciłem się więc do Aumaiera mówiąć: „Herr Lagerführer, mein Unterschungsoffizier ist Lachmann”. Trzeba dodać, że Lachmanna przy tym nie było. Moje odezwanie się zmitygowało Aumeiera, który kazał mi powtórzyć swoje nazwisko. Wówczas stwierdził swoją pomyłkę mówiąc: „Ach so ! Gestwiński soll erschossen werden” (No tak, to Gestwiński ma być rozstrzelany). Więc kazano mi wstąpić do celi. Byłem uratowany.
Maksymilian Gestwiński (nr 63128) został rozstrzelany 3 marca 1943 roku, natomiast Bogdan Gliński przeżył pobyt w niemieckich obozach; po wojnie był wybitnym lekarzem i znanym naukowcem w dziedzinie onkologii. Zmarł w Krakowie w 2017 roku.
„Dnia 3 marca 1943 roku przybyli do bunkra w celu dokonania selekcji następujący esesmani: Grabner, Aumeier, Woźnica, Boger i inni. (…) Z celi nr 20 wówczas wybrano: Alfreda Stössla, Maksymiliana Gestwińskiego i mnie na rozstrzelanie” – podaje w swojej relacji Stefan Kluska (nr 5721). Kiedy rozebrany do naga oczekiwał wraz z innymi skazańcami na egzekucję, nieoczekiwanie jeden z esesmanów kopnął go w krzyże, nakazując mu, aby natychmiast ubrał się. Niedoszły skazaniec został uratowany, nie znając przyczyny swojego ocalenia.
Stefan Kluska tak relacjonuje dalszy przebieg tamtych tragicznych zdarzeń: „Blockführer bloku nr 11, esesman Müller kazał mi iść za sobą na plac egzekucyjny, abym pomagał przy przenoszeniu zwłok (…). Więźniowie doprowadzeni byli po dwóch z łazienki pod Ścianę Śmierci. Rozstrzeliwano ich nago. (…) W samym kącie po prawej stronie między blokiem nr 11 a murem, na którym była oparta z płyt supremy Ściana Straceń, znajdowała się nieduża góra piachu i jeden z więźniów funkcyjnych, pracujący w bloku nr 11, podsypywał piasek w miejsce, gdzie padały ciała zabitych, aby krew nie bryzgała na dokonującego egzekucję. Po dokonaniu zbrodni esesmani opuścili plac egzekucyjny, a mnie esesman Müller zaprowadził z powrotem tej celi, z której mnie wybrano na śmierć”.
Stefan Kluska przeżył pobyt w niemieckich obozach koncentracyjnych, po wojnie zmienił sobie nazwisko na Boratyński, mieszkał w Krakowie.
Podobną sytuację przeżył więzień Edward Kiczmachowski (nr 3414), który wraz z innymi wybranymi na „rozwałkę” z cel aresztu obozowego został wyprowadzony do umywalni, znajdującej się na parterze bloku nr 11. Tam kapo Jakub Kozalczyk polecił wszystkim rozebrać się do naga, namoczył im piersi wodą, a następnie wypisał więźniom na nich dużymi cyframi numery obozowe. Potem wyprowadzał po dwóch skazańców, trzymając ich za ręce, na dziedziniec tego bloku, gdzie dwóch esesmanów strzelało ofiarom w tył głowy. Zwłoki zamordowanych Jakub odrzucał pod blok nr 10, a potem odwożono je do krematorium na wozach, które ciągnęli więźniowie.
Przebieg egzekucji obserwował szef obozowego gestapo Maksymilian Grabner, stojąc koło stołu, wyniesionego na podwórze, na którym były rozłożone akta więźniów, skazanych w tym dniu na rozstrzelanie.
Jako ostatni miał być stracony Edward Kiczmachowski. Był on tak osłabiony, że nie mógł iść o własnych siłach i Jakub Kozelczuk musiał wziąć go na ręce. Kiedy niósł mnie po schodkach na podwórze – relacjonował Edward Kiczmachowski – sprawdzono jeszcze raz mój numer obozowy (…). Grabner spytał mnie, skąd znam tak dobrze język niemiecki, na co odpowiedziałem, że urodziłem się w Niemczech i tam chodziłem do niemieckiej szkoły. Zapytał mnie jeszcze, gdzie są moi rodzice ? – odpowiedziałem, że w Niemczech. (…) Grabner kazał Jakubowi z powrotem zanieść mnie do bunkra, do innej celi.
Maksymilian Grabner był Austriakiem, który urodził się w Wiedniu i tam pracował jako policjant. Dzięki pełnionemu potem w KL Auschwitz stanowisku Grabner posiadał niemal niczym nieograniczoną władzę, będąc jako szef obozowego gestapo prawdziwym postrachem więźniów, To on bezpośrednio odpowiadał za zbrodnie popełnione w Bloku Śmierci (blok nr 11) i pod Ścianą Straceń.
Po wojnie podczas tego samego procesu przed Najwyższym Trybunałem Narodowym w Krakowie w grudniu 1947 roku wraz z Maksymilianem Grabnerem skazany został na śmierć kierownik obozu Hans Aumaier. Obydwaj zostali powieszeni w krakowskim więzieniu Montelupich 24 stycznia 1948 roku. Sprawiedliwości stało się zadość.
W czasie funkcjonowania KL Auschwitz w załodze obozowej służyło ponad osiem tysięcy esesmanów oraz około dwieście nadzorczyń. Najwięcej spośród nich zostało osądzonych w Polsce. Czytaj: Największa egzekucja w KL Auschwitz
Adam Cyra
Oświęcim, 25 października 2019 r.