
W jednej z dwóch sal na parterze bloku nr 11 zachował się na belce stropowej napis: „Kokot Władysław proszę powiadomić moją żonę Helenę o moim straceniu Za Wolność, Ludy giną /9a/ Petrowitz Adolf Hitler. str. 247”.
Tego napisu ani grypsów tam eksponowanych, odwiedzający Muzeum Auschwitz nie mogą zobaczyć, bo dostęp do tych dwóch sal uniemożliwia obecnie krata, zamknięta na kłódkę z łańcuchem. Znajdująca się zaś w tych pomieszczeniach ekspozycja o więźniach policyjnych, głównie Ślązakach, ma być zniszczona i zastąpiona wystawą o Rotmistrzu Pileckim i obozowym ruchu oporu. Przeciw tej decyzji na moim blogu już kilkakrotnie protestowałem, na razie bez żadnego skutku.
Władysław Kokot urodził się 3 czerwca 1909 r. w Swibie. W czasie wojny mieszkał z rodziną w Katowicach-Piotrowicach. Za tajną działalność konspiracyjną w AK został aresztowany pod koniec sierpnia 1944 r. (posługiwał się pseudonimami „Magiera” lub „Magita”). Przebywał w więzieniu w Mysłowicach, skąd wywieziono go do KL Auschwitz i osadzono jako więźnia policyjnego w bloku nr 11. Został stracony z wyroku „sądu doraźnego” 1 listopada 1944 r. Pozostawił żonę Helenę i dwie córki: Gabrielę, ur. w 1941 r. i Teresę, ur. 1 maja 1945 r.
Zachowały się jego grypsy, które potajemnie zamierzał wysłać pocztą do swojej żony Heleny Kokot, zamieszkałej w Katowicach-Piotrowicach przy ulicy Adolfa Hitlera nr 247. W związku z tym zaadresował kopertę na starszą córkę Gabrielę, która wówczas miała trzy lata. Na jej odwrotnej stronie podał nazwisko i imię fikcyjnego nadawcy Jana Magiery, zamieszkałego rzekomo w Trzebini, przy ulicy Hermanna Gőringa 7.
Pisząc pierwszy z nich, datowany 30 października 1944 r., nie domyślał się nawet, że pozostały mu tylko dwa dni życia: „Kochana Helciu! Daruj, że Ci nie piszę, nie wolno nam pisać i nie można się w żaden sposób skomunikować mnie bardzo na tym zależy, żeby Cię powiadomić, bo Ty naprawdę się przejmujesz o mnie, nie martw się o mnie, ja jestem zdrów co i Wam tego samego życzę, pisać do mnie nie wolno, natomiast paczki można posyłać i to imię i nazwisko, datę urodzenia Konzentr. Lager Auschwitz (Blok 11). Jak się paczka wróci t.z. że mnie nie ma to znów nie posyłać, aż zawiadomię. Leon tu wyjechał, nie wiem gdzie jest, czy już pisał do domu? Proszę pozdrowić moich wszystkich i Ciebie i moje kochane dzieci całuję i ściskam do miłego z wami zobaczenia, pozostaje Twój kochający Magita”.
31 października 1944 r., najprawdopodobniej niespodziewanie, dowiedział się o czekającym go w tym dniu „sądzie doraźnym”. Pod cytowanym powyżej grypsem zdążył jeszcze, nim został wezwany na „rozprawę”, dopisać: „Moja kochana. Donoszę Ci, że kończę z tym światem, żegnam Cię i bądź zdrowa, żegnam również moje kochane dzieci, których mi jest najwięcej żal, daruj mi wszystko, niech cię Bóg ma w swojej opiece. Pomódl się też za mnie ja też przez ten czas się za Was modliłem i proszę jeżeli doczekacie tej wolności to pomścijcie się za mnie. Do moich braci też proszę napisać, wszystko im przebaczam i przenoszę się już do wieczności. Bóg tak chciał, że nie będzie nam dane doczekać…”.
Grypsy te wraz ze wspomnianą kopertą miały być wyrzucone, w bliżej nieznanych okolicznościach, poza obozem. W związku z tym opatrzył je dodatkowymi prośbami: „Szanowny znalazco. Najdroższy przyjacielu – przeczytaj i bądź tak grzeczny puść to na pocztę. Bądź tak dobry. Niech dojdzie do mojej Rodziny” i „Szanowny p. podnieś to i bądź tak grzeczny, poślij to na wskazany adres”.
Po skończonym posiedzeniu „sądu doraźnego”, myśląc prawdopodobnie, że jeszcze w tym samym dniu zostanie stracony, Józef Kokot w pośpiechu napisał na oddzielnej kartce-widokówce: „…zasądzony w dniu 31.X.44 czekamy wyroku. Jest nas 70 ludzi. Giniemy razem z miesiącem październikiem a przed tak wielkim świętem Wszystkich Świętych będziemy już się cieszyli w niebie. Zatem jeszcze raz za wszystko Wam Bóg zapłać i przesyłam mojej Rodzinie moje Ojcowskie Błogosławieństwo. Niech ma Was Matka Najświętsza w swojej opiece. Całuję Was i ostatni raz ściskam Magita”.
Wyrok został jednak wykonany dopiero nazajutrz, 1 listopada 1944 r. Mając kilkanaście godzin życia przed sobą, zrezygnowany, ale pogodzony z losem Józef Kokot zdążył jeszcze napisać ostatni gryps do żony: „Moja najukochańsza nie rozpaczaj zbytnio, taki jest już nasz los. Udowodniono mi A.K. więc też piszę Ci o tym, ażebyś wiedziała o co. Tak nie mam już więcej słów, nie umiem więcej pisać. Lepiej, że się kończy, jak miałbym dalej tak cierpieć i przez ten cały czas pobytu tutaj wyczekiwać na tę tak oczekiwaną śmierć. Zatem wszystkich żegnam i przebaczcie mi wszystko, jak również i ja Wam przebaczam. Helu i moje sierotki Was też żegnam, zostańcie z Bogiem i proszę mi wszystko przebaczyć. To są moje ostatnie życzenia dla Was. Pozostaje Twój kochany mąż i ojciec Magita”.
Wkrótce Helena Kokot otrzymała oficjalne zawiadomienie od władz niemieckich, że jej mąż Władysław Kokot zmarł w KL Auschwitz 1 listopada 1944 r.
Bibliografia
APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 18, k. 67-68, relacja Teresy Kokot; tamże: Zespół Ruch Oporu t. IV, k. 242-243 i 245-247; Józef Musiał, Sędzia i kat czyli jeden dzień doktora Thümmlera, Warszawa 1986, s. 96-97; Adam Cyra, Kat i ofiary, „Katolik” 1986 nr 37.
Adam Cyra
Oświęcim, dnia 17 kwietnia 2018 r.